Znalezienie miejsca z butelkami po piwie, foliowymi reklamówkami i psimi odchodami wcale nie jest trudne. Tak jest na przykład na skwerze pomiędzy ulicami Limanowskiego a Rybną. Łodzianie twierdzą, że Bałuty (jedna z łódzkich dzielnic) są pozostawione same sobie. A zima odsłoniła już masę brudu, kurzu i śmieci. Zielony skwer na rogu Limanowskiego i Rybnej bardziej przypomina śmietnik, niż trawnik. Wśród śmieci można znaleźć chyba wszystko. Mieszkańcy tego terenu tłumaczą, że w tym miejscu jest tak zawsze i nikt się tym specjalnie nie interesuje. - Służby miejskie sprzątają tutaj może raz na kilka miesięcy - żali się pani z kiosku obok skweru. Zastępca rzecznika prezydenta Łodzi Magdalena Sosnowska zapewnia, że okolice ulic Rybnej i Limanowskiego zostaną posprzątane już jutro, bo tak wynika z harmonogramu porządków. Dodaje też, że oprócz miejskich służb (MPO) do szybkich, wiosennych porządków w Łodzi są zatrudnione dodatkowe osoby. Sześćdziesiąt osób, dotąd bezrobotnych, w ramach prac interwencyjnych zajmuje się teraz sprzątaniem przejść podziemnych, ulic i skwerów. To kosztuje miasto około 24 tysięcy złotych - tyle dopłacane jest z budżetu Łodzi do wynagrodzeń dla tych pracowników. Pozostałą kwotę wykładają urzędy pracy. Pracownik interwencyjny przy porządkach w mieście zarabia około 1600 złotych. Ci, bardziej przykładający się do pracy, mają szanse na premie i zatrudnienie na stałe.