Miejskie biblioteki w od lat borykały się z nieuczciwymi czytelnikami. Łodzianie wypożyczali książki, ale "zapominali" je oddać. Wielu czytelników w całym mieście od lat przetrzymuje co najmniej kilkanaście tysięcy woluminów. - Nie mieliśmy pojęcia, co z tym zrobić - opowiada Joanna Santi-Leszczyńska, dyrektor miejskiej biblioteki na . - Od 2000 roku wprowadziliśmy kary. Zgodnie z regulaminem czytelnik za każdy dzień przetrzymania książki powinien zapłacić złotówkę kary. Ludzie to podpisywali, ale nie płacili. Książek też nie oddawali. Byliśmy w kropce. Dwa lata temu do Santi-Leszczyńskiej zgłosiła się firma windykacyjna Śląska Agencja Finansowa. - Powiedzieli, że pomogą nam finansowo, ściągając pieniądze od czytelników - opowiada dyrektorka. - Nie zdecydowałam się wówczas na to rozwiązanie, bo wierzyłam w uczciwość naszych członków. Zawiodłam się. Dyrekcja biblioteki dała ogłoszenia w prasie, że udziela "zapominalskim" czteromiesięcznej abolicji. - Dałam ogłoszenia w prasie, dzwoniliśmy po domach. Mało kto się zgłosił. Postanowiłam podpisać umowę z firmą windykacyjną i przekazałam im dane naszych dłużników - dodaje Leszczyńska. Tych jest ponad 700! Do wszystkich trafiły pisma o długu. Rekordziści, jak pani Małgorzata Wiśniewska z Retkini, muszą zapłacić nawet 3250 zł kary za przetrzymanie dwóch książek przez pięć lat - podaje gazeta.pl. - Niektórzy zobaczyli pismo z windykacji, przestraszyli się i zapłacili - cieszy się dyrektorka biblioteki. - Dla nas każda złotówka jest na wagę złota. Pomysłem z wynajęciem firm windykacyjnych zainteresowała się gminna biblioteka w Zgierzu i miejska biblioteka z Widzewa, gdzie dłużników jest kilka tysięcy. Do ścigania "złodziei książek" przymierza się też Miejska Biblioteka Publiczna im. , największa w Łodzi. Tam jest zarejestrowanych kilka tysięcy zapominalskich czytelników - podaje gazeta.pl.