Pieniądze przekazane były w 2002 roku na kampanię wyborczą obecnego prezydenta. Obaj politycy od początku nie przyznają się do zarzucanego im czynu, a całą sprawę uznają za prowokację polityczną. Grozi im kara do 5 lat więzienia. Według prokuratury, oskarżeni w listopadzie 2002 roku, działając wspólnie i w porozumieniu (przy czym Włodzimierz Tomaszewski jako pełnomocnik wyborczy Komitetu Wyborczego Wyborców Łódzkie Porozumienie Obywatelskie (ŁPO)), w związku z drugą turą wyborów na prezydenta miasta przywłaszczyli 10 tys. zł przekazanych im na rzecz kandydata na prezydenta Łodzi, Jerzego Kropiwnickiego. Pieniądze mieli przekazać im bracia G. - znani biznesmeni z podłódzkiego Rzgowa, którzy kilka lat temu starali się m.in. o legalizację wybudowanych przez siebie hal targowych. Po ich doniesieniu wszczęto śledztwo w tej sprawie. Zdaniem prokuratury, dowodami w tej sprawie są konsekwentne przez całe śledztwo zeznania państwa G., zweryfikowane innymi dowodami pobocznymi m.in. billingami potwierdzającymi okoliczności, o których mówili. Wśród dowodów jest także opinia biegłego grafologa, dotycząca zapisu w notesie jednego z braci G. o przekazaniu 10 tys. zł na kampanię Kropiwnickiego. Włodzimierz Tomaszewski drugą kadencję jest zastępcą prezydenta Kropiwnickiego. Kilka miesięcy temu w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że prokuratura posługuje się niewiarygodnymi osobami - małżeństwem G. - których zeznania od początku są całkowicie sprzeczne i nie znajdują potwierdzenia w zeznaniach innych świadków. Dodał, że prokuratura na siłę próbuje uwiarygodnić G. ze względu na inne postępowania z ich udziałem. W poniedziałek przed sądem odmówił odpowiedzi na pytania sądu, prokuratury i obrońcy. Potwierdził, że nie przyznaje się do winy i złożył wyjaśnienie. Stwierdził m.in., że z Jerzym Kropiwnickim zna się już od lat 70. ub. wieku. W 1980 roku wraz z nim tworzyli struktury "Solidarności" w Łodzi. Jak zaznaczył, ich współpraca trwa do chwili obecnej. Tomaszewski przyznał, że należy do jednych z najbardziej zaufanych ludzi Kropiwnickiego. Wielokrotnie był odpowiedzialny za m.in. finanse w różnych kampaniach wyborczych - czy do parlamentu, czy do samorządu. Przypomniał, iż od początku lat 90. ub. wieku jest osobą pełniącą wiele funkcji publicznych. Powtórzył, że nigdy nie spotkał braci G. i nazwał bzdurą stwierdzenie, że "mógłby oszukać Kropiwnickiego". Podobnie jak Tomaszewski, również i Karol Chądzyński odmówił odpowiedzi na pytania sądu, prokuratora i obrońcy. Nie przyznał się do zarzucanych czynów. Przed wejściem na salą sądową powiedział dziennikarzom, że cała sprawa "to nadmuchany balon", a on sam "ma poczucie krzywdy". Chądzyński pracuje obecnie w Łódzkim Przedsiębiorstwie Ogrodniczym; jest też liderem Łódzkiego Porozumienia Obywatelskiego - uważanego za polityczne zaplecze Kropiwnickiego. W trakcie rozprawy, sędzia Anna Starczewska-Kaszewiak odczytała list od prezydenta Kropiwnickiego, w którym oświadczył on m.in., że nie czuje się pokrzywdzony w tej sprawie i wierzy w uczciwość i rzetelność swoich pracowników. Zarówno Tomaszewski, jak i Chądzyński zapowiedzieli, że nie będą przychodzić na rozprawy. Śledztwo wszczęte po doniesieniu braci G. jest prowadzone od trzech lat i dotyczy przyjmowania korzyści majątkowych i powoływania się na wpływy przez osoby z życia politycznego i gospodarczego. Sprawa jest wielowątkowa, a zarzuty w niej przedstawiono już kilkunastu osobom w tym m.in. b. posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi, a także b. szefowi gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy Mieczysławowi Wachowskiemu.