Prokuratura oskarżyła samorządowców o to, że w listopadzie 2002 roku - w związku z drugą turą wyborów na prezydenta miasta - przywłaszczyli 10 tys. zł, przekazanych im na rzecz ówczesnego kandydata na prezydenta Łodzi, Jerzego Kropiwnickiego. Pieniądze miał przekazać im jeden z braci G. - znanych biznesmenów z podłódzkiego Rzgowa, którzy kilka lat temu starali się m.in. o legalizację wybudowanych przez siebie hal targowych. Oskarżeni od początku nie przyznawali się do winy. Prokurator domagał się dla nich kary roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 5 tys. zł grzywny. Obrona podważała wiarygodność głównego świadka oskarżenia Andrzeja G. Obrońcy przekonywali, że jego pomówienia nie znajdują potwierdzenia w innych zeznaniach i dowodach i wnosili o uniewinnienie; podobnie jak i sami oskarżeni. Z argumentacją obrony zgodził się sąd, który uniewinnił obu polityków. Zdaniem sądu, była to sprawa oparta na pomówieniu. Sąd przypomniał, że w sprawie było niemal 50 świadków, opinie biegłych liczyły ponad 130 stron, było wiele tomów akt i stron billingów, jednak z tego materiału dowodowego ważne są jedynie zeznania rodziny G. Sąd jednak nie dał im wiary. Uznał świadków za niewiarygodnych, a ich zeznania za nielogiczne, niekonsekwentne i nie mające - w ocenie sądu - potwierdzenia w pozostałym materiale dowodowym. Koronnym dowodem śledczych miał być zeszyt w którym Andrzej G. miał zapisać, że przekazał pieniądze na kampanię Kropiwnickiego. Już w sądzie G. zeznał jednak, że zmianę w zapisie dokonał tuż przed pójściem do prokuratury, bo zorientował się, że źle jest napisane nazwisko. Nie wykluczył też, że wtedy też dopisał słowo "kampania". Wcześniej nie powiedział o tym śledczym. Sędzia Anna Starczewska podkreśliła, że w postępowaniu przygotowawczym nie znaleziono żadnych nieprawidłowości w finansowaniu kampanii Kropiwnickiego. Przypomniała, że zeznający jako świadek prezydent Łodzi podkreślił, że miał i ma zaufanie do swoich współpracowników i nie ma żadnych wątpliwości do ich uczciwości i szczerości. Według sądu, tego rodzaju sprawy z tzw. pomówienia powinny być przez prokuraturę szczególnie starannie przygotowane i przemyślane. - Prokurator powinien mieć świadomość, że wskazując oskarżonych piętnuje ich w opinii publicznej. Chciałoby się, aby akt oskarżenia był odzwierciedleniem rzeczywistej pracy, głębokiej refleksji. Aby nie posądzać niepotrzebnie, pochopnie osób, które znajdują się później przed sądem - mówiła sędzia. Prokuratura nie zdecydowała jeszcze czy będzie odwoływała się od wyroku. Włodzimierz Tomaszewski stwierdził, że wraz z Chądzyńskim zostali przez ostatnie dwa lata w związku z tą sprawą "przewalcowani i sponiewierani". - Główną refleksją jest to, jak łatwo można opierając się na absurdzie, na kompletnych nonsensach oskarżyć ludzi. To jest główny problem jak się przed tym ustrzec. Przecież na to postępowanie wydane zostały tysiące złotych w sprawie, która obierała się na absurdzie, że ja wpłaciłem na rzecz kampanii Kropiwnickiego 25 tys. zł a później miałem ukraść 5 tysięcy - powiedział wiceprezydent Łodzi. W łódzkim sądzie toczy się także proces cywilny, jaki obaj samorządowcy wytoczyli za zniesławienie biznesmenom spod Rzgowa. Łódzka prokuratura od ponad trzech lat prowadzi śledztwo w sprawie przyjmowania korzyści majątkowych i powoływania się na wpływy przez osoby z życia politycznego i gospodarczego. Wszczęto je po doniesieniu braci G. Sprawa jest wielowątkowa, a zarzuty w niej przedstawiono już kilkunastu osobom w tym m.in. b. posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi, a także b. szefowi gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy, Mieczysławowi Wachowskiemu.