Jak poinformował we wtorek rzecznik sieradzkiej prokuratury Józef Mizerski, do zdarzenia doszło w połowie lipca ub. roku w jednej z miejscowości w gminie Pęczniew. Losem chorego psa zainteresowała się przypadkowa kobieta, która nakarmiła zwierzę i podała mu wodę. Znalazła też w internecie telefon do weterynarza i skontaktowała się z Piotrem P. Zadeklarowała także, że pokryje koszty leczenia psa. Weterynarz, który przyjechał na miejsce, uznał, że prawdopodobnie pies jest chory na grzybicę, po czym zrobił mu zastrzyk. Powiedział także, że zabiera go na badania do Zgierza. Według śledczych kobietę zaniepokoiło jednak dziwne zachowanie mężczyzny, który umieścił psa w worku i wrzucił między siedzenia w samochodzie. Kobieta skontaktowała się z innym weterynarzem, który przyznał, że zachowanie jego kolegi po fachu było nieprawidłowe. Kobieta zadzwoniła do Piotra P. z prośbą, by nie wykonywał żadnych badań i powiedziała, że zabierze zwierzę. Jednak, jak się okazało, weterynarz uśpił już psa, a jego zwłoki zutylizował w spalarni. Lekarz weterynarii utrzymywał, że uśpił psa, gdyż posiadał on obrażenia wewnętrzne, w tym pęknięcie wątroby i miał złamaną jedną z łap. Sporządził też protokół sekcji zwłok. Ponieważ ciało zwierzęcia zostało spalone, w trakcie dochodzenia śledczym nie udało się ustalić faktycznych obrażeń i stanu zdrowia zwierzęcia. Prokuratura zarzuciła Piotrowi P., że po przyjęciu zgłoszenia o ujawnieniu bezpańskiego psa wymagającego udzielenia pomocy lekarskiej, uśmiercił go bez przeprowadzenia niezbędnych badań diagnostycznych i bez istniejącej konieczności. Według prokuratury weterynarz przyznał się do zarzucanego czynu i zgłosił chęć dobrowolnego poddania się karze - 2 tys. zł grzywny i czasowego zakazu wykonywania zawodu. Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie jednak sąd. Za zarzucany czyn mężczyźnie grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do dwóch lat.