Dzieci, które padły ofiarą mitu raju na emigracji. Rośnie liczba wyjazdów za granicę, a wraz z nią liczba opuszczonych dzieci. W Polsce jest już ok. 400 tysięcy eurosierot. Ile jest ich w Piotrkowie Trybunalskim? Eurosieroty - termin nowy i modny, ale niezbyt dobrze brzmiący. Podobnie jak sytuacja dzieci pozostawionych bez opieki. Ich rodzice, często dwoje naraz, wyjechali za chlebem do Irlandii, Wielkiej Brytanii, Holandii czy Belgii. Już od kilku lat emigracja zarobkowa zabiera rodziców coraz większej liczbie dzieci. W całej Polsce zaczyna się liczenie eurosierot. W Piotrkowie nie ma jeszcze takich statystyk. Wiele wskazuje na to, że w naszym powiecie problem nie nabrzmiał jeszcze tak, jak w pozostałych rejonach polskich. Czy rzeczywiście? W piotrkowskim domu dziecka na przestrzeni ostatnich lat zanotowano tylko jeden przypadek pozostawienia rodzeństwa pod opieką placówki. Dyrektor Teresa Nowak, ze względu na spokój i bezpieczeństwo dzieci, nie chce opowiadać ich historii. Uspokaja jednak, że te eurosieroty nie przebywały w domu dziecka zbyt długo. Ich sytuacja rozwiązała się dość szybko i pozytywnie. Podobnie było w Pogotowiu Opiekuńczym w Piotrkowie. - Te dzieci przebywały u nas tylko miesiąc. Trafiły do nas w momencie, kiedy okazało się, że jedno z rodziców od jakiegoś czasu przebywa za granicą, a drugie musiało dołączyć do niego na jakiś czas, by załatwić swoje sprawy. Mama zostawiła trójkę dzieci. Trzech chłopców. Jeden z nich chodził do szkoły podstawowej. Pozostali byli młodsi. Sytuacją zainteresowali się pedagodzy, którzy zaobserwowali zmiany w zachowaniu i ubiorze chłopca uczącego się w "podstawówce". Po namowach nauczycieli przyznał się, że mama wyjechała. W związku z tym, że nie było pewności, że matka wróci zza granicy w określonym czasie, sąd podjął decyzję, że do powrotu rodziców dzieci zostaną w naszej placówce i dalej sprawa będzie rozpatrywana. Pobyt tych dzieci u nas był krótki, bo trafiły do innej placówki. Wiedziały, że mama pojechała do taty i wróci. Bardzo tęskniły - opowiada dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Piotrkowie Trybunalskim, Anna Boduch. Najczęściej obowiązek opieki nad opuszczonymi dziećmi spada na dziadków lub innych członków najbliższej rodziny. W skrajnych przypadkach eurosieroty trafiają do pogotowia opiekuńczego lub policyjnej izby dziecka. Dyrektorzy piotrkowskich placówek twierdzą, że w naszym regionie ten problem nie istnieje. - Mieliśmy w naszym domu dziecka taki przypadek w ubiegłym roku. To była pojedyncza sytuacja. Uważam, że w Piotrkowie ten problem nie istnieje - mówi Teresa Nowak, dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie Trybunalskim. Podobnego zdania jest Anna Boduch. - Z perspektywy naszego miasta i dzieci przyjmowanych do naszej placówki, te opuszczone z powodu wyjazdu rodziców za granicę zdarzają się bardzo rzadko. W ubiegłym roku zanotowałam tylko jeden. Uważam, że na szczęście w Piotrkowie problem eurosieroctwa, jeśli występuje, to w bardzo niewielkim stopniu. Apeluję jednocześnie, że jeśli zdarzy się sytuacja zmuszająca do wyjazdu obojga rodziców, powinni oni zadbać, by dziecko czuło jak najmniejszy dyskomfort.