Kryzys daje się we znaki prawie wszystkim. Odczuła go także radomszczańska Huta Szkła Gospodarczego "Rozalia". Z tego też powodu na początku roku zarząd huty poprosił pracowników o pisemne zrzeczenie się połowy swoich zarobków. Nie wszyscy pracownicy podpisali dokumenty. Także ci, którzy tego nie zrobili, do dzisiaj nie otrzymali pełnej pensji za styczeń. Uważają, że są przez pracodawcę oszukiwani. Mówią anonimowo Żaden z naszych rozmówców, pracowników radomszczańskiej huty, nie chciał występować pod swoim nazwiskiem. Obawiają się, że zarząd huty mógłby się zemścić za to, co mówią, zwalniając ich. A przecież oni mają rodziny i potrzebują pracy, żeby nakarmić swoje dzieci... Godzą się jednak na anonimowe wypowiedzi i opowiadają o sytuacji w zakładzie, która - ich zdaniem - jest niedopuszczalna. - Po pierwsze, my nie podpisaliśmy tego papieru o zrzeczeniu się części pensji za styczeń, a i tak nam jej nie wypłacono w całości! - nie kryją swojego zdenerwowania. - Gdyby to był miesiąc poślizgu, to jeszcze można zrozumieć, ale mamy już prawie czerwiec, a nadal nie widzimy naszych pieniędzy, które uczciwie przecież zarobiliśmy! A najgorsze jest to, że jak się pójdzie zapytać księgowej, kiedy dostaniemy resztę pieniędzy, to ona dość opryskliwie mówi, że w ogóle nie wiadomo, czy będą. Nowy prezes na to wszystko mówi, że te decyzje podejmował jego poprzednik, który już nie żyje, i on się tym zajmował nie będzie. Okazuje się więc, że można nas bezkarnie okradać w majestacie prawa! - słychać już podniesione głosy. - Jak można w ogóle tak bez naszej zgody nie wypłacić nam całych pensji? Nasi rozmówcy zwracają też uwagę na inne sytuacje, które mają miejsce w hucie. - To tylko czubek góry lodowej - mówią. - Nagminne jest przenoszenie ludzi z ich miejsc pracy na stanowiska, na których nie powinni się znaleźć, ponieważ nie mają odpowiednich uprawnień. Oczywiście płaci im się nie za nowe stanowisko, ale za to mniej płatne. A gdyby coś się komuś stało, to oczywiście kierownictwo się wszystkiego wyprze. I tak jest ze wszystkim... Na długiej liście zarzutów znalazło się także to, że pracodawca, zdaniem pracowników, zaniża dodatki za pracę w nocy i święta, a także pensje, ponieważ nie ma znaczenia, czy ktoś pracował 20 czy 30 dni w miesiącu - wynagrodzenie jest takie samo. Dodatkowo pracownicy mają nie otrzymywać tak zwanych pasków, na których wyszczególnione są wszystkie składniki pensji. Na końcu listy zarzutów znajdują się: brudne sanitariaty, wykorzystywanie funduszu socjalnego tylko i wyłącznie na zupy dla załogi oraz przygotowanie kilku pokojów w biurowcu, który nazywany jest hotelem. Prezes wciąż zajęty Chcieliśmy usłyszeć, jak sprawa wygląda od strony zarządu huty. Wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z nowym prezesem Andrzejem Sikorą. Nie udawało się nam go jednak zastać w zakładzie, a kiedy już w nim był, to ciągle nie było go w gabinecie, a sekretarka nie mogła nas z nim skontaktować. Zostawiliśmy więc numer telefonu, jednak prezes nie zdecydował się skorzystać z tej możliwości. Odebraliśmy telefon od sekretarki prezesa, która poinformowała nas, że pan Sikora jest bardzo zajęty i nie znajdzie czasu na rozmowę z Gazetą. Próbowaliśmy także porozmawiać z główną księgową w hucie, która zdaniem pracowników, podczas choroby poprzedniego prezesa miała jego pełnomocnictwa do podejmowania decyzji w jego imieniu, jednak ta stanowczo temu zaprzeczyła i nie chciała na wskazane tematy rozmawiać. Będzie kontrola Udało się nam jednak zapytać o to, czy takie praktyki, jak te opisane przez pracowników huty, są zgodne z prawem i czy powinno do nich dochodzić. Jak poinformował Kamil Kałużny, rzecznik prasowy łódzkiego Państwowego Inspektoratu Pracy, zatrzymywanie części pensji jest niezgodne z prawem. Co do pozostałych zarzutów, to na ich wyjaśnienie trzeba będzie zaczekać. Łódzki PIP zainteresuje się bowiem radomszczańską hutą i sprawdzi jej dokumentację. Na wyniki trzeba będzie jednak poczekać kilka tygodni. JK