Ginące samochody, to była największa zmora miasta. Dlatego w Komendzie Miejskiej Policji stworzono specjalną sekcję, która zajmuje się walką z przestępczością samochodową. Niedługo miną cztery lata od jej powstania. Okup to przeszłość Z policyjnych danych wynika, że w ubiegłym roku skradziono w mieście niemal 1600 samochodów. To ciągle wysoka liczba, ale jeszcze w 2004 roku było dużo gorzej. Wówczas z naszych ulic ginęło o dwa tysiące aut więcej. Powód? - Złodzieje wiedzą, że ciągle można sporo zarobić na sprzedaży części. Drugim powodem jest kradzież aut dla okupu, choć te zdarzają się rzadziej. Niedawno złapaliśmy gang, który się w tym wyspecjalizował. Składał się z siedmiu osób. Cztery kradły auta, a pozostali zajmowali się wymuszeniem i odbieraniem okupu. Od kiedy ich ujęliśmy, takie kradzieże zdarzają się sporadycznie - mówi komisarz Jakub Puzder, kierownik referatu operacyjnego sekcji do walki z przestępczością samochodową. Dla okupu mnóstwo pojazdów kradziono w połowie lat 90. Wówczas najbardziej chodliwym towarem był volkswagen golf 3. Rzadziej ginęły eleganckie samochody, bo najczęściej były ubezpieczone i właściciel nie musiał płacić okupu. Kasę wypłacał ubezpieczyciel. Przestępcy najczęściej żądali od poszkodowanych 30 procent wartości auta. Kary za kradzież aut, choć są dość wysokie, odstraszają niewielu. Grozi za to od roku do 10 lat więzienia. Jeśli ktoś jest recydywistą, to może dostać nawet 15 lat. Grupy specjalne Jeśli złodziej ukradnie pojazd, zdemontuje go i sprzeda na części, zarobi 10 procent jego rynkowej wartości. W Łodzi najczęściej giną fiaty panda i seicento. Rachunek jest prosty, jeśli przestępca ukradnie auto warte 30 tysięcy, za części dostanie trzy tysiące. - Jedne marki giną częściej, inne rzadziej, ale zawsze dla złodziei łakomym kąskiem są każde pojazdy bez odpowiednich zabezpieczeń. Jeśli na parkingu stoją trzy identyczne auta, na pewno zabiorą to bez zabezpieczeń. Łódzkie gangi samochodowe są wyspecjalizowane. Jedna grupa kradnie fiaty, inna toyoty, a kolejna auta francuskie. Inne zajmują się furgonetkami, najlepiej z towarem na kipie, bo na nim także można sporo zarobić - twierdzi Jakub Puzder. Przejąć kluczyki Jeśli przestępcy nie potrafią złamać kodów do komputera w samochodzie, to imają się innych sposobów, by dobrać się do auta. Obserwują właściciela i szukają odpowiedniej okazji, by ukraść kluczyki. - Do tej roboty potrzebny jest kieszonkowiec, który niepostrzeżenie je zdobędzie i przekaże złodziejowi - przyznaje komisarz Puzder. Na to szczególnie narażeni są właściciele fordów mondeo i focusów oraz renault megane. Złodzieje twierdzą, że fordy mają okrągłe kluczyki i trudniej bez nich otworzyć i odjechać autem. To samo dotyczy megane, które odpala się za pomocą specjalnej karty startowej. Kupują i się uczą Gdy na rynek wchodzi nowy typ auta, gang je kupuje. Później złodzieje uczą się je otwierać i odpalać. Efekt jest taki, że "specjalistom" czasem wystarczą trzy minuty, by odjechać skradzionym wozem. - Nie chcę mówić o szczegółach i technikach, ale tak się dzieje, jeśli pojazd nie ma zabezpieczeń. Wówczas wyłamanie drzwi i stacyjki trwa bardzo krótko. Dłużej trzeba kombinować, jeśli auto ma skomplikowane zabezpieczenia. Wtedy podpinają urządzenia elektroniczne i rozszyfrowują kody i zabezpieczenia fabryczne - kończy komisarz Jakub Puzder. Dariusz Gabryelski dariusz.gabryelski@echomiasta.pl