Klienci niektórych piotrkowskich supermarketów czują się oszukiwani. Co jest tego powodem? Błąd ludzki czy "odgórne" działanie z premedytacją. Produkty drożeją w drodze do kasy Klienci niektórych piotrkowskich supermarketów bardzo często zgłaszają różnicę cen tych na regale i tych, które nabijane są na kasę. Po takiej pomyłce następuje zazwyczaj długa procedura. Zdarza się, że pracownicy Działu Obsługi Klienta sprawdzają pomyłkę (nawet do czterdziestu minut) i wypłacają różnicę, zabierając jednocześnie paragon. Klient w takich sytuacjach bardzo rzadko słyszy słowo "przepraszam". Takie relacje można usłyszeć od klientów supermarketu Carrefour. - Pomyłki cenowe w tym markecie zdarzają się bardzo często. Zwłaszcza w okresach przedświątecznych, kiedy przepływ ludzi jest znacznie większy niż na co dzień. My też padliśmy ofiarą marketowych pomyłek. Kupowaliśmy samochód zabawkę dla syna. Przy kasie okazało się, że jest ona o dwadzieścia złotych droższa niż na półce. Innym razem krzesło obrotowe miało przy kasie inną cenę od tej, która widniała na produkcie. W Dziale Obsługi Klienta zazwyczaj różnica jest zwracana, ale nierzadko bywają problemy. Oczywiście po żadnym z takich incydentów nie zostaliśmy przeproszeni. - mówi pan Krzysztof. - W tym markecie robimy tylko droższe zakupy. W produkty spożywcze zaopatrujemy się w innych sklepach. Jeśli pojawi się błędna cena na produkcie, od razu ją zauważamy. Często korzystamy z czytników, bo już nie ufamy temu miejscu. Kiedy zdarzy się pomyłka na większą sumę, pracownicy tłumaczą się, że jeszcze nie zdążyli zmienić cen dodaje jego żona pani Agnieszka. Z podobnymi pomyłkami spotkała się pani Magda, która często robi zakupy w markecie Kaufland. - Kupowałam dzbanek filtrujący wodę. Kosztował on trzydzieści dziewięć dziewięćdziesiąt, przy kasie okazało się, że zapłaciłam za ten produkt czterdzieści siedem złotych. Miałam problem, bo nie chciano oddać mi różnicy, mówiąc, że popełniłam błąd. W efekcie zrezygnowałam z zakupu - relacjonuje. - Przestałem robić zakupy w tym miejscu. Zbyt często oszukiwano mnie na drobne sumy. Niby coś kosztowało cztery pięćdziesiąt, a przy kasie okazywało się, że sześć złotych. Nie wiem, czyja to jest wina, ale nie mam zamiaru pilnować się na każdym kroku w sklepie. Nigdy się nie wykłócałem o to, ale ileż można to znosić. Jakie to czasy nastały, że gdzie człowiek nie pójdzie, tam może zostać oszukany - komentuje pan Władysław. - Denerwuje mnie to bardzo. Pracuję w Piotrkowie, a mieszkam kilkanaście kilometrów od Piotrkowa. Robię zakupy w marketach, bo taniej. Zazwyczaj się spieszę i pakuję artykuły w pośpiechu. W domu rachunek okazuje się wyższy, niż sobie wyliczałam. Przeglądam rachunek i okazuje się, że niektóre produkty kupiłam w innych cenach. I teraz co. Za dziesięć złotych pomyłki mam się wracać z reklamacją? Przecież to mi się nie opłaca. Na takich ludziach jak ja zarabiają. Oszuka jednego, drugiego, dwudziestego i jaki to zysk - mówi pani Halina. - Kupowałam opaski na włosy w Kauflandzie. Kosztowały po cztery złote i dziewięćdziesiąt groszy za sztukę. Następnego dnia postanowiłam kupić jeszcze dwie. Okazało się, że w ciągu jednego dnia cena "wzrosła" o sto procent. Oczywiście cena była taka jak poprzedniego dnia, tylko przy kasie okazała się inna. Zwróciłam się do pani z Działu Obsługi Klienta z prośbą o wyjaśnienie. Pani z kamienną twarzą, bez słowa oddała mi różnicę i położyła na ladę czekoladowy batonik. Zrobiła to tak mechanicznie, jakby podobne sytuacje zdarzały się mniej więcej co piętnaście minut. Byłam zaskoczona. Potem wściekła.