29 października, w czasie porannej wizyty na zbiorniku Okręt, który był w tych dniach odławiany, Sławomir Litwin stał nad brzegiem i przy pomocy lornetki lustrował muliste dno tego liczącego ponad 180 hektarów powierzchni sztucznego jeziora. Dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w to miejsce zorientował się, że ze zbiornika wystaje głowa sarny. Zwierzę musiało w nocy zabłądzić nad zbiornik, nieświadome tego, że jego dno pokrywa gruba, grząska warstwa mokrego mułu, który jest tak zdradziecki, że jak powiedział nam Litwin, nawet sami rybacy nie próbują po nim chodzić. Pracownicy gospodarstwa postanowili pomóc zwierzęciu, powiadomili o zdarzeniu wójta gminy Domaniewice Grzegorza Redzisza z prośbą o poinformowanie służb leśnych. W ciągu kilku godzin na miejsce dotarł strażnik łowiecki Andrzej Grzelak. Ubrany w specjalny kombinezon i przewiązany liną dotarł do sarny. Zwierzę było już wówczas prawie całkowicie zanurzone w mule, osłabione i wystraszone. Strażnik przywiązał do przednich nóg sarny drugą linę, rybacy stojący na brzegu ciągnąc za nią, powoli wydostali zwierzę na groblę zbiornika. Tu do działania przystąpił inny pracownik gospodarstwa Wiesław Żaczek, który oczyścił zwierzę z ogromnej ilości mułu i przez kilkanaście minut masował sarnę. - W końcu postawiliśmy tego koziołka na nogach. Był niepewny swego losu, bo obok stali ludzie, przewrócił się. Dopiero gdy stanął po raz drugi, poczuł się pewniej i w okamgnieniu skoczył do lasku - powiedział nam Sławomir Litwin.