Uzasadniając wysokość kary, sąd podkreślił, że oskarżony nie planował zabójstwa i żałuje tego, co zrobił, więc "nie ma żadnych dodatkowych okoliczności obciążających, które mogłyby wpłynąć na podwyższenie kary". Zdaniem sądu oskarżony jest "osobą egocentryczną o niezaburzonym intelekcie" i do pewnego momentu wiedział, co robi. - Zaplanował spotkanie z ofiarą, która dobrowolnie na nie przyjechała. Sytuacja w pokoju hotelowym przerosła jednak oskarżonego. Gdy dowiedział się, że kobieta spotyka się z nim tylko po to, by odzyskać pieniądze, nie zapanował nad wybuchem agresji. To go jednak nie usprawiedliwia - uzasadniała wyrok przewodnicząca składu sędziowskiego. Sąd podkreślił, że wydał wyrok dla "człowieka, który popełnił błąd, za który musi zapłacić". Zdaniem sądu kara wymierzona Robertowi S. nikogo jednak nie odstraszy od popełnienia podobnych przestępstw, gdyż oskarżony "jest tzw. sprawcą przypadkowym, który drugi raz takiego czynu by się nie dopuścił. W określonym wypadku zabić może każdy" - uzasadniał sąd. Oprócz zabójstwa Robert S. był również oskarżony o kradzież samochodu i pieniędzy należących do ofiary oraz oszukanie właścicieli dwóch hoteli, w których mieszkał. Został uznany za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Na poczet odbywania kary 12 lat więzienia sąd zaliczył mu okres tymczasowego aresztowania od 14 marca 2008 r. Po ogłoszeniu wyroku niezadowolenia nie krył teść zamordowanej, który podkreślił, że oskarżony powinien być skazany na 25 lat więzienia, a dla jego czynu nie ma żadnego usprawiedliwienia. Zapowiedział też złożenie apelacji. Do zabójstwa doszło w marcu ub. roku w jednym z hoteli w Łodzi. Zwłoki kobiety ukryte w szafie znalazła sprzątaczka. Policjanci ustalili, że zamordowana to łodzianka, której zaginięcie zgłosiła dzień wcześniej rodzina. Ustalono, że kobieta miała przyjaciela, właśnie Roberta S., z którym wielokrotnie spotykała się w hotelu w Łodzi. Na jego nazwisko wynajęty był pokój. Jak ustalono, feralnej nocy pomiędzy kochankami doszło do kłótni. Kobieta chciała zakończyć znajomość i odzyskać ok. 2 tys. zł, które pożyczyła mężczyźnie. To podczas tej kłótni Robert S. udusił swoją przyjaciółkę. Potem uciekł samochodem należącym do ofiary; ukradł jej także karty kredytowe. Według śledczych ukrywając zwłoki kobiety w szafie i zabierając klucz od pokoju, chciał opóźnić ujawnienie zbrodni i zyskać na czasie. Szybko jednak ustalono, że samochód ofiary został porzucony w Toruniu, a łodzianin planując ucieczkę z kraju, pojechał do Gdańska. Tam po kilku godzinach został zatrzymany przez funkcjonariuszy Morskiego Oddziału Straży Granicznej, gdy próbował opuścić Polskę na pokładzie promu płynącego do Szwecji. Przy zatrzymanym znaleziono należące do ofiary przedmioty. Mężczyzna utrzymywał jednak, że nie chciał uciec do Szwecji, ale popełnić samobójstwo, skacząc z promu do morza. Robert S. był wcześniej karany.