Gdyby nie jedna z pracownic Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Głownie, nie wiadomo, jak długo by to jeszcze trwało. W poniedziałek, 16 listopada pracownica socjalna MOPS-u pojechała do jednej z rodzin na wywiad środowiskowy. Jednak żadnego ze swoich podopiecznych w domu nie zastała. Za to byli w nim obecni inni członkowie rodziny - 18-letnia córka osób objętych pomocą społeczną wraz z mężem i rocznym dzieckiem. Pracownica MOPS wiedziała od rodziny, że 18-latka jest w drugiej ciąży. Postanowiła więc zainteresować się tym, jak czuje się kobieta oraz jak przebiega ciąża. Kobieta najpierw zaczęła się wypierać i stwierdziła, że w żadnej ciąży nie jest. Za chwilę jednak doprecyzowała, że już w niej nie jest. Ku zaskoczeniu pracownicy ośrodka powiedziała też, że może to udowodnić. Wyjęła z zamrażarki pudełko zaklejone plastrem i powiedziała, że to wydano jej w szpitalu. Na pytanie, dlaczego włożyła pudełko z poronionym płodem do lodówki, kobieta odpowiedziała, że w szpitalu nie poinstruowano jej, co ma dalej z nim zrobić. Pracownica MOPS-u, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, dopytywała o akt zgonu, o to dlaczego rodzina nie urządziła pochówku. W odpowiedzi usłyszała, że dopiero mają zamiar to zrobić. Mimo wszystko płód trzymany był nie w kostnicy, a w domowej zamrażarce. - Jak pracuję 18 lat, nie było takiego przypadku. Nasi pracownicy zaglądają do lodówek, bo nie wszyscy potrafią się przyznać do tego, że na przykład ich dzieci chodzą głodne, ale takiego przypadku jeszcze nie mieliśmy. Cieszę się jednak, że sprawa wydała się tak szybko, bo nie wiadomo, co byłoby dalej - mówi dyrektor MOPS-u w Głownie, Bożena Polak, która jako pierwsza dowiedziała się o makabrycznym odkryciu. Przyznaje także, że jest pełna uznania dla swojej pracownicy, która mimo dopiero dwuletniego stażu, potrafiła należycie zareagować. Sprawę zgłoszono na policję, która przekazała zabezpieczone zwłoki do Zakładu Medycyny Sądowej. Z informacji, jakich udzielił komendant głowieńskiego posterunku Roman Półbratek, wynika, że kwestią najbliższych dni jest decyzja prokuratury co do tego, w jakim kierunku prowadzone będzie dalsze śledztwo. Na pewno sprawa będzie badana pod wieloma względami. Nie jest wykluczone, że kobiecie zostanie postawiony zarzut zbezczeszczenia zwłok. Z tego, co mówi ordynator oddziału położniczego Centrum Medycznego WSI w Głownie doktor Marek Nalewajko, wynika, że kobieta zgłosiła się do szpitala z plamieniem w 14. tygodniu ciąży. Był to już jej drugi pobyt w szpitalu w czasie trwania tej samej ciąży. Tym razem zakończył się poronieniem. Z rozmowy z ordynatorem dowiedziano się również, że pacjentka zastrzegła, że chciałaby dziecko pochować. Powiedziała o tym jednej z pielęgniarek, a ta z kolei przekazała jej wolę ordynatorowi. Płód został umieszczony w odpowiednim pojemniku, a następnego dnia wydany ojcu dziecka, który złożył na piśmie stosowne oświadczenie. Zdaniem doktora Marka Nalewajko nie było żadnych wątpliwości co do tego, że kobieta podejmuje decyzję o zabraniu płodu świadomie. Poza tym, nawet jeśli powodował nią stres, to zwłoki odebrał w pełni świadomy tego, co robi, ojciec dziecka. Ordynator Nalewajko podkreśla, że wydanie płodu nie jest niczym dziwnym. Zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem, prawo do wydania przez szpital poronionego płodu ma każda kobieta, nawet w przypadku, gdy ciąża jest znacznie mniej zaawansowana niż w opisywanym przypadku. Natomiast lekarze nie mają żadnego wpływu na to, w jaki sposób rodzina postępuje dalej - czy na przykład wybierze kremację, czy też pochówek do ziemi. Kobieta, otrzymując kartę wypisu, ma prawo poprosić w dziale statystycznym szpitala o zaświadczenie na okoliczność zabrania zwłok do pochówku. Z drugiej strony, jeżeli już oświadcza, że chce zabrać płód, żeby go pochować, to trudno się spodziewać, że nie wie, co ma z nim zrobić i że ma go umieścić w domowej zamrażarce. ljs