W poszukiwaniach 14-latka bierze udział kilkudziesięciu strażaków i policjantów. Strażacy na łodziach i pontonach oraz płetwonurkowie przeszukują rzekę a policjanci jej brzegi. Do poszukiwań ponownie wykorzystywany jest policyjny śmigłowiec; włączyli się do nich także kajakarze. Teren poszukiwań zostanie rozszerzony o kilka kilometrów, będą one prowadzone także za mostem w Działoszynie w kierunku na Bobrowniki - powiedział rzecznik policji w Pajęcznie asp. Mieczysław Botór. Śledztwo w sprawie tragedii wszczęła w środę Prokuratura Rejonowa w Wieluniu - poinformował prokurator Sławomir Anek. Według śledczych wszczęto je wstępnie w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci dzieci. Ustalani są kolejni świadkowie i trwają przesłuchania, dokonano oględzin kąpieliska; przeprowadzone zostaną też sądowo-lekarskie sekcje zwłok dzieci, które ostatecznie określą przyczyny zgonu. Śledztwo ma wyjaśnić wszystkie okoliczności wypadku. Prokuratura badać też będzie kwestię opieki i nadzoru nad dziećmi ze strony matki oraz asystentki rodzinnej, która także była na kąpielisku. Opiekunka została już przesłuchana w charakterze świadka. Na razie nie wiadomo, kiedy będzie możliwe przesłuchanie rodziców dzieci, bowiem - ze względu na ich stan - nie zgadzają się na to psychologowie. Nie jest wykluczone, że nastąpi to dopiero po pogrzebach dzieci. Według policji cała rodzina to mieszkańcy pobliskiego Trębaczewa. Wiadomo, że była pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej i miała przyznaną asystentkę rodzinną. Policja o zaginięciu dzieci została powiadomiona we wtorek ok. godz. 15. Jak ustalono, 36-letnia matka wypoczywała wraz z piątką swych dzieci i opiekunką na dzikim kąpielisku nad Wartą w pobliżu miejscowości Zalesiaki koło Działoszyna. Najmłodsza, 5-letnia dziewczynka, pozostawała z matką na brzegu. Natomiast w rzece kąpali się dwaj chłopcy w wieku 14 i 15 lat oraz dwie dziewczynki w wieku 7 i 11 lat. Według policji Warta w tym miejscu jest szeroka, w niektórych miejscach nawet na ok. 100 metrów i dość głęboka. Dzieci zbytnio oddaliły się od brzegu i cała czwórka została porwana przez nurt rzeki. W akcji ratunkowej brali udział strażacy i policjanci. Do poszukiwań użyto także policyjny śmigłowiec i płetwonurków. Po godzinie poszukiwań ratownicy wyłowili z wody dwoje dzieci. Lekarz stwierdził zgon 7-letniej dziewczynki. Mimo długotrwałej reanimacji nie udało się uratować także jej 15-letniego brata. Później w odległości 3 km od miejsca zdarzenia wyłowiono 11-letnią dziewczynkę; mimo reanimacji jej także nie udało się uratować. Poszukiwania ostatniego z dzieci - 14-latka - przerwano po zapadnięciu zmroku. Według policji 36-letnia matka dzieci była trzeźwa. Rodzice dzieci są w szoku; otrzymali wsparcie policyjnego psychologa. Wiadomo, że w momencie tragedii na kąpielisku były także inne osoby. Niektórzy świadkowie twierdzą, że próbowali ratować dzieci, ale nurt rzeki był zbyt silny. Wielu okolicznych mieszkańców korzystało od lat z tego dzikiego kąpieliska. Śledztwo ma wyjaśnić także odpowiedzialność osób zarządzających tym terenem i brak jego zabezpieczenia. Przedstawiciele gminy twierdzą, że teren ten należy do miejscowej cementowni. Zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci miast - zarządzający wyznaczonym obszarem wodnym - zobowiązani są do odpowiedniego oznakowania i zabezpieczenia obszarów wodnych oraz działań prewencyjnych w zakresie bezpieczeństwa nad wodą. Ustawowo zobowiązani są m.in. do identyfikacji miejsc, w których występuje zagrożenie dla bezpieczeństwa osób wykorzystujących obszar wodny do kąpieli. Powinni także oznakować miejsca niebezpieczne, w tym miejsca zwyczajowo wykorzystywane do kąpieli i objąć je nadzorem. Zarządzający obszarami wodnymi zobowiązani są też do umieszczenia w ogólnie dostępnym miejscu informacji dotyczących zasad korzystania z wyznaczonego obszaru wodnego, ograniczeń w korzystaniu z niego oraz sposobu powiadamiania o wypadkach wraz z numerami alarmowymi.