Dlaczego pacjenci i lekarze muszą męczyć się z pijakami? Bo w Piotrkowie nie ma izby wytrzeźwień. Czy chorzy muszą przebywać w szpitalach razem z pijanymi? Każdy ostry dyżur w Szpitalu Rejonowym przy ul. Roosevelta to konieczność przyjęcia na oddział od dwóch do czasem siedmiu osób w stanie tzw. zatrucia alkoholowego. Co to daje w praktyce? Szpital musi przyjąć pod swoje skrzydła pijaka, bo nigdzie indziej nie ma dla niego miejsca. Wiąże się to też bezpośrednio z kosztami (często nieuzasadnionymi), awanturami i całą masą innych problemów. - Jeżeli mamy ostry dyżur, wtedy przyjmujemy pacjentów w stanie upojenia alkoholowego. Jest to poważny problem dla szpitala, bo w Piotrkowie nie ma izby wytrzeźwień, więc nie wszyscy, którzy do nas trafiają, przebywają u nas ze względów medycznych. Czasem jedynym wskazaniem do hospitalizacji jest upojenie alkoholowe. Sprawa ta dotyczy nas 10 - 11 dni w miesiącu. Pozostałe dni przejmuje szpital wojewódzki. Tak podzieliliśmy się dyżurami - mówi dyrektor Szpitala Rejonowego w Piotrkowie, Paweł Banaszek. Jest to oczywiście problem nie tylko szpitali, ale również policji, która część osób "w stanie zatrucia alkoholowego" może przetrzymywać w pomieszczeniach dla zatrzymanych. - To oczywiście jest problem nasz i policji, która również część osób zatrzymuje w areszcie. Ma jednak ograniczone możliwości pod tym względem. U nich nie dyżuruje na stałe lekarz, więc policjanci boją się, żeby czegoś nie przeoczyć, aby nie doszło na przykład do zgonu u osób upojonych alkoholem. Nam sprawia to kłopoty. Najczęściej na izbie przyjęć pracują kobiety i w przypadku agresywnego pacjenta dochodzi do zagrożenia zdrowia pracowników. Jest to bardzo nieprzyjemna praca. Często tacy pacjenci są zaniedbani, brudni. Trzeba ich umyć, często też są zawszeni. Niejednokrotnie musimy się koncentrować nad taką osobą, a w tym czasie inni pacjenci czekają - mówi dyrektor Banaszek. Kilku pijanych pacjentów podczas dyżuru to norma również w szpitalu przy Rakowskiej w Piotrkowie. Także dyrektor placówki Marek Konieczko przyznaje, że problemy szpitala z pijakami to prawdziwa gehenna. Zmagać się z tym muszą i personel, i inni pacjenci. Większość "upojonych" przechodzi badania, na które trzeźwi muszą czekać. - Jest to jeden z większych problemów dla nas jako lekarzy dyżurnych i dla personelu - informuje Dorota Kawnik, specjalista chorób wewnętrznych, endokrynolog, starszy asystent Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Rakowskiej W Piotrkowie Trybunalskim. - Chodzi o kwestię medyczną i organizacyjną, nie mówiąc już o kwestiach finansowych dla szpitala. Boimy się tych pacjentów. Często są agresywni. Nie mamy dla nich osobnej izby przyjęć czy osobnych sal, więc umieszczani są z innymi pacjentami. Pozostali chorzy bardzo często się na nich skarżą. My, jako personel, także mamy duży problem, bo tacy pacjenci absorbują całą naszą uwagę. Są często pobudzeni, niespokojni, wyrywają się z pasów. Jeśli taka osoba doznała na przykład urazu głowy, to ma wykonywane badania od razu, tymczasem inni pacjenci muszą czekać.