Zgromadziła nie tylko dostojnych gości - w tym Prymasa Polski Józefa Glempa, przyciągnęła zainteresowanie ogólnopolskich mediów, ale była przede wszystkim wspaniałą lekcją nie tak znów odległej historii, w której przyszło nam żyć, a nie zawsze na bieżąco rozumieć. Lekcją tym cenniejszą, że przedstawioną przez bezpośrednich uczestników tamtych wydarzeń. Niczym szlachetny kruszec w szarzyźnie Polski Ludowej, w prezentacji każdego z prelegentów błyskała postać łowickiego biskupa seniora Alojzego Orszulika. Otwierając konferencję rektor łowickiej uczelni Wiesław Balcerak powiedział, iż w tamtych przełomowych chwilach, jubilat wykazał się hartem ducha, rozległą wiedzą i taktem dyplomatycznym. Przypomniał, iż w kolejnych latach po przemianach, biskup Orszulik zajął się tworzeniem diecezji łowickiej, podkreślił też jego zaangażowanie i pomoc w tworzeniu MWSH-P. Jako pierwszy wśród prelegentów głos zabrał Andrzej Stelmachowski, który mówił o "Drodze do niepodległości i demokracji w Polsce." Podkreślił, że w naszym kraju Kościół był jedynym miejscem w którym mówiło się w tamtych czasach prawdę. Nie tylko dotyczącą spraw duchowych, ale też narodowych. Poza tym w naszym kraju duże znaczenie mają legendy i im bardziej władze komunistyczne starały się osłabić legendę Armii Krajowej, tym mocniej przenikała ona do serc. - Z legendami i Kościołem w sposób efektywny walczyć nie można. Nawet uwięzienie księży, na czele z kardynałem Wyszyńskim, do niczego nie doprowadziło i władze zdały sobie z tego sprawę około roku 1956. Prawdziwym wybuchem jest jednak rok 1980 i powstanie Solidarności. Decydujące znaczenie dla powstania tego fenomenu miała pielgrzymka do kraju Ojca Świętego w roku 1979. - Ludzie po raz pierwszy poczuli wtedy, że są masą skupioną wokół idei i osoby wyjątkowej. Powstała Solidarność - ruch społeczny, który jak pożar ogarnął ponad 9 mln ludzi. Władza przeżywszy wstrząs wprowadziła stan wojenny. W tamtym czasie niebywale wzrosła rola Kościoła, jako ośrodka stabilizacyjnego - nie tylko w odczuciu społecznym ale też w odbiorze władz. Pod skrzydłami Kościoła powstają ośrodki pomocy dla internowanych, więzionych, dla rodzin potrzebujących. Kościół był też przytuliskiem wszystkich tych, którzy nie chcieli pogodzić się ze stanem wojennym. W roku 1988 obydwie strony zdały sobie sprawę z własnych słabości: Solidarność zrozumiała, jak trudne jest zbudowanie struktur podziemnych czy podziemnego społeczeństwa alternatywnego. Władza po euforii pierwszych miesięcy stanu wojennego przekonała się, że to nie załatwi problemów społecznych. Doszło do pierwszych rozmów Kiszczaka z Wałęsą, od początku tych rozmów obecny był jednak świadek ze strony Kościoła. - Nam nie uwierzą, musimy oprzeć się na kimś absolutnie wiarygodnym - miał powiedzieć Wałęsa. Świadkiem tym był sekretarz episkopatu, biskup Dąbrowski. Jego zastępcą był wtedy biskup Orszulik. W trakcie rozmów opozycja otrzymała więcej niż oczekiwała. Stelmachowski podkreślił, że chodziło o relegalizację Solidarności, jako właściwej drogi do wolności. Tymczasem władza zdecydowała się podzielić odpowiedzialnością, inaczej mówiąc władzą, zatrzymując jednak w ręku wszystkie kluczowe elementy. Stelmachowski sprzeciwił się przy tym opiniom niektórych, iż rozmowy w Magdalence, Okrągły Stół były jakąś zmową mafijną. - Zwolennicy teorii spiskowych nie zdają sobie sprawy, jak wielką rolę w historii odgrywa przypadek - powiedział. - Że nastąpić mogą zmiany, których nikt nie oczekiwał. Tak jak nikt nie oczekiwał rozpadu Związku Radzieckiego. - Z tego wszystkie wypływa jedna pozytywna myśl - kontynuował - że elementy natury duchowej, jeśli ogarną masy ludzi i zakorzenią się w umysłach, na dłuższą metę są silniejsze niż pieniądze czy władza polityczna - zakończył. Po marszałku Stelmachowskim głos zabrali: Wiesław Chrzanowski, Adam Tański, Zbigniew Komorowski. Pokolenie tych, których tłamszono Na szczególną uwagę zasługiwało jednak wystąpienie posła Andrzeja Wielowiejskiego, który mówił o "Losach pokolenia młodzieży lat 1928 - 1956." Mowa była o pokoleniu, do którego należy także biskup Orszulik - młodzieży, która zaczęła szkołę w czasie wojny i studiowała po jej zakończeniu. Było to pokolenie zaadaptowane do ciężkich warunków życia, doświadczone wojną, wywózkami, ucieczkami, konspiracją, walką, śmiercią wreszcie. Pokolenie dynamiczne i mające szczególną wartość społeczną. Jego cechą jest to, iż miało wyraźnie zarysowane horyzonty. Otrzymało mocny przekaz od starszych. Polska, Bóg, tradycja, to wszystko było głęboko przeżywane. Dominowały pojęcia pracy dla ludu, siły charakteru, pracy nad sobą. Istotną cechą była też wspólnota międzywarstwowa. - Mnie do konspiracji przyjmował stolarz, i chłopi - podkreślił prelegent. Co ciekawe pokolenie to charakteryzowała też twardość, wynikająca z doświadczeń. Brak było z jednej strony poważnej refleksji nad holokaustem, ale nie rozczulano się też nad klęską powstania warszawskiego, tragedią ludności kresowej - nie wolno było się załamywać, trzeba było iść do przodu. W takie to właśnie pokolenie uderzono w latach 1948 - 49. W pierwszych latach po wojnie w szkołach obowiązywał program przedwojenny, tacy byli też nauczyciele, takie podręczniki. Wszystko się zmieniło. - Żyliśmy w warunkach wojny domowej - podkreślił prelegent. Nastąpiła zmiana podręczników, programów kształcenia, pojawiała się silna presja ideologiczna. Aparat partyjny dążył do przejęcia całkowitej władzy we wszystkich obszarach. Na stanowiskach pojawiają się "swoi" ludzie. W zakładach pracy ginie kultura pracy, zrywa się z tradycją dobrej roboty, dobrego kierownictwa. Na stanowiskach zasiadają bierni, mierni, ale wierni. Co się dzieje z omawianym pokoleniem? Część, która nie chciała się poddać, objęta została bezwzględnym terrorem. O wielu bohaterach tamtych czasów milczą podręczniki, nigdy nie dowiemy się o ich bezimiennym poświęceniu i wierności ideałom. Część - konwertyci - przyjęła z przekonaniem nowy porządek. Prelegent wspominał o dawnych przyjaciołach z katolickich rodzin: jeden w pełni popierał to co zrobiono w Katyniu. Inny - śmiały partyzant z lat okupacji, w latach stalinowskich, stalinowskimi metodami rządził powierzonym mu zakładem pracy. Po roku 56 wywieziony został na taczkach przez załogę, pobity i tak skończyła się jego kariera. Trzecia grupa to konformiści o rożnej skali. Największą krzywdą dla tego pokolenia było właśnie stworzenie warunków do masowego konformizmu. To w tej grupie obserwujemy łamanie charakterów, gnojenie ludzi. - To myśmy z uśmiechem chodzili na pochody - powiedział Wielowieyski. Polskie malkontenctwo, złe reagowanie nawet na dobre sprawy, jest jego zdaniem wynikiem złamania tego wartościowego pokolenia. - To wszystko zerwało bowiem ciągłość kulturalo - moralną. Nie można było przekazać dalej dorobku intelektualnego i moralnego przedwojennej inteligencji. Dlatego jesteśmy dziś jednym z najmniej uspołecznionych społeczeństw Europy. Badania wykazują, że nasza młodzież deklaruje współpracę tylko z własną rodziną. Tymczasem lata 45 - 48 były okresem wielkiego ożywienia kulturalnego. To wszystko zniszczył stalinizm. (wcz)