Z każdego 1000 zł zostawionego w piotrkowskich parkomatach, 366 trafia do kieszeni poznańskiej spółki Projekt & Parking Serwis. Przy zagwarantowanych przez władze samorządowe wpływach (591 miejsc parkingowych, oznakowanie ulic "pod" wspólny biznes, zagwarantowanie poziomu opłat parkingowych jak w centrum stolicy), to złoty interes, nawet po uwzględnieniu niemałych kosztów ponoszonych przez spółkę (np. nowe parkomaty). Ideą wprowadzania stref płatnego parkowania winno być zmuszanie kierowców do szybkiego opuszczania szczególnie potrzebnych miejsc parkingowych tak, aby godzinami nie były zajęte i aby mogło z nich skorzystać jak najwięcej kierowców. Wiąże się to z dolegliwością ponoszenia opłat na rozsądnym poziomie gwarantującym zwrot kosztów funkcjonowania systemu. Tak zorganizowany sposób pobierania opłat z czasem zrozumie każdy z nas i mimo że wiąże się z dodatkowym wydawaniem pieniędzy, jest przez większość mieszkańców do zaakceptowania. Zaprzeczeniem tej idei jest ustawienie parkomatów "gdzie się tylko da", ustawianie znaków zakazu postoju tam, gdzie nie można postawić parkomatu, i łapanie klienta "na siłę", nawet z miejsc, w których do tej pory problemów z parkowaniem nie było (np. odcinek al. 3 Maja dalej od centrum). Efektem takiego postępowania jest ubytek miejsc parkingowych na okolicznych placykach i uliczkach, a także podwórkach. Sądzę, że właściciele Projekt & Parking Serwis już zacierają ręce i rozglądają się za zakupem następnych urządzeń. Kiedy kierowcy zostaną przegonieni np. na ulicę Żwirki, pan prezydent postawi nam i tam nowe, nowoczesne parkomaty. Na co idą pieniądze, które codziennie płacimy za parkowanie na piotrkowskich ulicach? Na remonty dróg? Na budowę parkingów? Na sprzątanie miasta? Spora część dochodów z tego tytułu zasila kasę spółki, która obsługuje strefy parkowania, potentata w branży - Projekt & Parking Serwis z Poznania. Pozostała część pieniędzy ma podreperować chwiejący się na nogach budżet miasta. Czy wyciąganie pieniędzy "na chama" z kieszeni piotrkowian jest właściwym działaniem w epoce kryzysu, pozostawiam ocenie czytelników. O ile postępowanie prywatnego podmiotu jest zgodne z podstawowymi regułami biznesu, tyle pomysły prezydenta Chojniaka trudno zrozumieć. Zamiast regulacji rynku postępuje jego deregulacja; po prostu, ogólnie rzecz ujmując samochód trudniej jest w mieście zaparkować niż do tej pory. Natomiast łupienie mieszkańców tylko z tego tytułu, że istnieje do tego prawna możliwość., uważam za karygodne. Tomasz Stachaczyk t.stachaczyk@strefa.fm