Perspektywa uporządkowania dzikiego handlu wydaje się coraz bliższa - we wtorek zaprezentowano nowy samochód straży miejskiej, który ma służyć do wywożenia zarekwirowanych handlarzom towarów. Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki przekonywał we wtorek, że nielegalny handel uliczny niszczy miejsca pracy tym, którzy płacą podatki i zatrudniają mieszkańców miasta. - W efekcie przyczynia się do wzrostu bezrobocia, odbierając miejsca pracy tym, którzy mają je legalnie. Jest to niemoralne i jednocześnie niezgodne z interesem miasta i państwa - mówił Kropiwnicki. Zastępca komendanta łódzkiej straży miejskiej Waldemar Walisiak wyjaśniał okoliczności, w jakich może dojść do czasowego zarekwirowania towaru handlarzy. Decydować o tym będzie uprawniony do tego pracownik delegatury dzielnicy urzędu miasta, na terenie której doszło do nielegalnego handlu. Taka osoba - na podstawie odpowiedniego paragrafu kodeksu cywilnego - ma najpierw wezwać handlującego do zaprzestania handlu. Jeśli wezwanie nie poskutkuje, to zostanie wezwany strażnik miejski i przy jego asyście nastąpi najpierw spisanie towaru na odpowiednim formularzu, a potem towar zostanie wywieziony do depozytu. Jak podkreśla Walisiak, strażnicy miejscy mają jedynie "zabezpieczać działanie urzędnika". Właściciele zarekwirowanego towaru będą mogli go odebrać z depozytów przy delegaturach Urzędu Miasta. Mają one działać przez całą dobę. Za przechowywanie i dowóz nielegalnego towaru jego właściciel będzie musiał zapłacić. Ile - zdecydują po kalkulacji strażnicy miejscy oraz pracownicy delegatur. Jeśli po towar nie zgłoszą się jego właściciele, będzie on zlicytowany bądź zniszczony. Wiceprezydent miasta Włodzimierz Tomaszewski wyraził nadzieję, że wszyscy kupcy, którzy handlują legalnie, będą powiadamiać straż miejską o swych nielegalnych konkurentach.