Egzamin w formie testów odbył się tydzień temu. Zdaniem niektórych kandydatów testy były znane na kilka dni przed terminem egzaminu i można je było kupić za dwanaście albo nawet za czternaście tysięcy złotych. Dowodem na "przeciek" ma być rekordowo duża liczba osób, które dostały ponad 100 punktów, przy maksymalnej liczbie - 120 punktów. Łódzkich rodziców również dziwi wysoka liczba punków uzyskanych przez zdających w tym roku. Spośród prawie 500 ubiegających się o indeks na wydziale lekarskim egzamin zdało 207 osób. Trzy z nich uzyskały maksymalną liczbę punktów, 32 - powyżej 115 punktów. Władze uczelni i Rada Egzaminów Medycznych twierdzą, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Innego zdania są niedoszli studenci i ich rodzice. I dlatego dziś zwrócili się do rektora uczelni z prośbą o powtórzenie egzaminów albo rozszerzenia limitu miejsc. - Zastanowimy się, czy możemy wystąpić do ministra zdrowia o zwiększenie limitu miejsc - mówił po spotkaniu prof. Ryszard Dąbrowski, prorektor ds. nauczania AM w Łodzi. - Ale nie dlatego, że były przecieki, bo to nas nie interesuje. Ale dlatego, że są bardzo dobre wyniki egzaminów. I to właśnie wzbudziło podejrzenia tych, których nazwiska nie znalazły się na listach przyjętych. Prace wiele osób zostały ocenione na ponad 100 punktów, na 120 możliwych do uzyskania. Prof. Andrzej Kulig, przewodniczący Rady Egzaminów Medycznych z siedzibą w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, zapewnia, że zrobił wszystko, by treść testów nie dostała się w niepowołane ręce. Wyklucza też, by testy mogli udostępnić jego współpracownicy. - Ufam im - tłumaczy. Zanim rodzice niedoszłych studentów doniosą do prokuratury, będą jeszcze interweniować w Ministerstwie Zdrowia. Chcą się także poskarżyć Rzecznikowi Praw Obywatelskich i poprosić o pomoc łódzkich posłów.