Oprócz tego mają solidarnie naprawić wyrządzoną szkodę - oddać około 1,5 miliona złotych oszukanym przez nich hodowcom i firmom. Ponadto ukarani zostali grzywnami po 20 tys. zł, muszą zapłacić po około 6,5 tys. zł kosztów sądowych i około 1 tys. zł tytułem ustanowienia przez oskarżycieli procesowych pełnomocnika procesowego. Wyrok, który zapadł w ostatni wtorek, 20 stycznia nie jest prawomocny. - Sąd uznał, że w listopadzie 2004 roku było już wiadomo,że kredytu na modernizację ubojni nie będzie. Skrystalizowały się żądania banku dotyczące zabezpieczeń kredytu i było wiadomo, że spółka ich nie spełni. To moment, od którego oskarżeni wiedzieli, że nie wywiążą się z wierzytelności. Te wierzytelności powstawały więc już w warunkach oszustwa - argumentowała sędzia. Według sądu jasno wynika ze zgromadzonego materiału dowodowego, że w grudniu 2004 roku powstał pomysł, że w razie niepowodzenia starań o kredyt, oskarżeni sprzedadzą udziały w spółce. - Środki pieniężne pozyskiwane od listopada były z góry przeznaczone na inne cele niż spłaty wierzytelności. Terminy płatności były ustawiane na tak długi okres, żeby wierzyciele nie mieli szansy na ich odzyskanie z istniejącej spółki - mówiła sędzia. Według sądu nowy nabywca spółki miał być tylko figurantem. - Był to plan oszukania kontrahentów. Czyn ten zdestabilizował cały rynek drobiu w okolicy. Były to działania naganne. Dlatego sąd podzielił pogląd prokuratury o znacznej szkodliwości czynu. Sąd nie dopatrzył się żadnych okoliczności łagodzących w postawie oskarżonych - argumentowała sędzia. Odpis wyroku jest jednocześnie tytułem wykonawczym i można go skierować bezpośrednio do komornika. - Sądowi nie mieści się w głowie jak można zrobić coś takiego i spokojnie żyć ze świadomością, że pokrzywdziło się tyle osób i rodzin. Wielkie zło się stało - mówiła sędzia. Przypomnijmy, że prokurator zarzucał braciom Sz. to, że oszukali licznych dostawców drobiu i wyłudzili od nich towar i usługi oraz pozbyli się majątku wiedząc, że prowadzonej przez nich spółce grozi upadłość. W ten sposób udaremnili zaspokojenie roszczeń wierzycieli w 2005 roku. Żądał właśnie pięciu lat więzienia i do tego wymiaru kary przychyli się sąd. Obrońca oskarżonych wniósł natomiast o uniewinnienie. Na poprzedniej rozprawie przed Sądem Rejonowym w Łowiczu, we wtorek 13 stycznia, ponownie zeznawał Grzegorz G. - przedsiębiorca budowlany, który podjął się rozbudowy i modernizacji ubojni drobiu w Bobrownikach, po rezygnacji firmy budowlanej, która rozpoczynała te roboty. - Pamiętam okres współpracy ze spółką. Częściowo oskarżeni płacili na bieżąco, a część robót my finansowaliśmy - do pewnego momentu - zeznał świadek. Zdawał sobie on sprawę, że umowa pomiędzy ubojnią, a jego spółką mogła być przedstawiania jako dokument w bankach i agencjach. Miał świadomość, że Grupa Producentów Drobiu w Bobrownikach musiała spełnić jakieś warunki starając się o kredyt, jednak nie interesował się jako one są. - Ja w szczegóły się nie wdawałem. Wiedziałem, że poprzednie prace wykonywała inna firma. Nie wiedziałem jaki były przyczyny rezygnacji tej firmy. Nie pamiętam czy pytałem o to - zeznawał. Jako kolejna zeznawała Kornela L. - była pracownica firmy w Bobrownikach pracująca najpierw jako technik do spraw higieny, a potem jako specjalista do spraw zamówień. Pracowała w firmie około rok i trzy miesiące - do końca maja 2005 roku. Najpierw zajmowała się sprzątaniem firmy, potem kontaktami z dostawcami drobiu, realizacją zamówień, umawianiem kontrahentów, ustawianiem ubojów i sprzedażą drobiu. Świadek zeznała, że wszystkie działania uzgadniała z braćmi Sz. i nie podejmowała samodzielnych decyzji w sprawie zamawiania i sprzedaży drobiu. - Pracodawcy kazali mi, żeby było kilka "zestawów" drobiu i kazali dzwonić do różnych hodowców, żeby tylko zdobyć drób - mówiła. Nad finansową sytuacją spółki nie zastanawiała się, bo nie należało to do jej kompetencji. - Był taki okres, że dzwoniło się o pieniądze. Inni wtedy dzwonili do nas - mówiła.