W pierwszym procesie mężczyzna został skazany na 14 lat więzienia. Sąd apelacyjny uchylił jednak wyrok w części dotyczącej zabójstwa trzech osób, uznając, że kara jest zbyt łagodna. Za kilka innych podpaleń kamienic Damian K. został prawomocnie skazany na cztery lata więzienia. W czwartek przed sądem oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień; odpowiadał tylko na pytania obrońcy. W śledztwie mówił, że podpalał, bo mu się nudziło i "traktował to jako zabawę"; robił to pod wpływem alkoholu. - Wiedziałem, że zagrażam lokatorom, ale nie przypuszczałem, że coś im się stanie. Myślałem, że zdążą uciec - mówił w śledztwie. Przed sądem odwołał swe wyjaśnienia, w których przyznał się do spowodowania najtragiczniejszego w skutkach pożaru. Utrzymuje, że zrobił to jego znajomy. W sprawie pokrzywdzonych jest ponad 20 osób i instytucji. Członkowie rodzin ofiar, którzy przyszli do sądu podkreślali, że nie mogą wybaczyć oskarżonemu, bo to była zbrodnia, a nie zwykłe podpalenie. Według nich, jedyną sprawiedliwą karą będzie dożywotnie więzienie. Do serii pożarów w kamienicach przy ulicach Wschodniej i Pomorskiej w centrum Łodzi doszło między listopadem 2007 a marcem 2008 r. Prokuratura oskarżyła Damiana K. o co najmniej 10 podpaleń. Do większości pożarów dochodziło we wczesnych godzinach rannych. Ustalono, że Damian K. wzniecał ogień, rozlewając płyny łatwopalne lub podpalając śmieci i stare ubrania przy drewnianych elementach konstrukcyjnych kamienic, m.in. drzwiach czy drabinach. Po podpaleniu czasem dzwonił do straży pożarnej; raz podał nawet własne nazwisko. Najtragiczniejszy w skutkach pożar wybuchł 22 grudnia 2007 r. w kamienicy przy ul. Wschodniej. Sprawca podłożył ogień na drewnianej klatce schodowej i poddaszu czteropiętrowej kamienicy. W pożarze zginęły trzy osoby - dwie kobiety i mężczyzna - mieszkające na poddaszu; dwie kolejne podtruły się dymem. Kilkanaście rodzin straciło dach na głową. Sprawca po raz kolejny podpalił tę samą kamienicę kilka miesięcy później. Wówczas nikt nie zginął, ale straty materialne były ogromne. W sumie w wyniku tych dwóch podpaleń oszacowano je na ponad 2,5 mln zł. Wielu lokatorów straciło dorobek całego życia. Mężczyznę zatrzymano pod koniec kwietnia 2008. Podczas przesłuchań zmieniał wyjaśnienia; raz przyznawał się do podpalenia kamienicy, innym razem zaprzeczał i twierdził, że podpalał jego kolega, choć podawał różne imiona - Paweł lub Rafał. Biegli psychiatrzy orzekli, że mężczyzna ma obniżoną sprawność intelektualną i nieznacznie ograniczoną możliwość rozpoznania czynów. Prokuratura domagała się dla niego dożywocia; obrona - uniewinnienia od zarzutu zabójstwa. W grudniu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Łodzi skazując Damiana K. na 14 lat więzienia wziął pod uwagę, że ma on w nieznacznym stopniu ograniczoną poczytalność i działał z zamiarem ewentualnym, czyli miał świadomość, że zabija ludzi, choć tego nie chciał. Na wymiar kary - w ocenie sądu - miał wpływ także młody wiek, niekaralność i ułomności intelektualna oskarżonego. Od wyroku odwołała się i prokuratura, jak i obrońca. Prokurator zaskarżyła wysokość kary, uznając, że jest ona za niska. Obrona chciała uniewinnienia od zarzutu zabójstwa. Sąd apelacyjny uwzględnił odwołanie prokuratury. Zdaniem SA wydając wyrok sąd pierwszej instancji nie uzasadnił, dlaczego wymierzył taką karę i zbyt duże znaczenie przypisał "ułomnościom intelektualno-psychicznym" oskarżonego. SA w uzasadnieniu zaznaczył, że nie może zaostrzyć kary do dożywotniego więzienia, a sąd pierwszej instancji będzie musiał raz jeszcze rozważyć i wyważyć, jaka kara będzie adekwatna do stopnia winy i społecznej szkodliwości czynu. Sprawa zabójstwa ponownie trafiła na wokandę.