Czy powodem była afera korupcyjna w piotrkowskim WORD-ie, w którą zamieszany był również Jerzy T.? Jerzy T. w piotrkowskim Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego pracował przez wiele lat. Wśród zdających egzamin na prawo jazdy miał opinię surowego egzaminatora. Nie był słaby psychicznie. Jednak kilka dni temu popełnił samobójstwo. Rodzina egzaminatora wciąż zadaje sobie pytanie: dlaczego? - Z każdej przecież sytuacji jest jakieś wyjście - mówi Mieczysława Tkaczyk, matka zmarłego. - Zawsze mógł liczyć na rodzinę, dlaczego nic nam nie powiedział - dodaje przez łzy kobieta. Wszyscy go kochali i szanowali. Z nikim z rodziny nie był skłócony. Sąsiedzi też go lubili, był zawsze uprzejmy. Jako jedyny syn był moim oczkiem w głowie, wychowałam go na dobrego człowieka, a tu taka tragedia. Ostatnią długą rozmowę telefoniczną Jerzy T. przeprowadził trzy godziny przed śmiercią właśnie z matką. - Rozmawialiśmy długo o sprawach prywatnych, rodzinnych - mówi kobieta. - Nic nie wskazywało na to, że chce popełnić samobójstwo. Co prawda był załamany, ale taki stan utrzymywał się od dłuższego czasu, cierpiał bowiem na depresję. Wiem, że chwilę przed śmiercią rozmawiał jeszcze z żoną. Podobno płakał. Żona zadzwoniła do córki, aby poszła do domu, bo z ojcem dzieje się chyba coś nie tak. Gdy dziewczyna dotarła do domu - już nie żył. Źle zaczęło się z nim dziać po tym zatrzymaniu w ubiegłym roku. Od tamtego czasu stał się innym człowiekiem. Zaczęło się od korupcji Sprawę nieprawidłowości w WORD policjanci z Wydziału do Walki z Korupcją KWP w Łodzi rozpracowywali od 2006 roku. Dotyczyła ona afery korupcyjnej, która miała miejsce w latach 2001 - 2004 w piotrkowskim WORD. Pierwsze zatrzymania miały miejsce w kwietniu i w sierpniu 2007 r. - W ręce policji wpadło między innymi 2 właścicieli auto-szkół, egzaminator i czterej mężczyźni, którzy wykorzystując wpływy u egzaminatora, w zamian za "łapówki" załatwiali kursantom pomyślne zdanie egzaminów na prawo jazdy - wyjaśnia podinsp. Magdalena Zielińska, oficer prasowy KWP w Łodzi. Kolejne zatrzymania miały miejsce w listopadzie 2007 r. Wtedy to Jerzy T. został zatrzymany wraz z dwoma egzaminatorami. Nieuczciwym pracownikom WORD-u przedstawiono kilka zarzutów, między innymi przekroczenia uprawnień, poświadczenia nieprawdy i biernego łapownictwa. Jerzy T. miał "załatwić" kursantowi egzamin w zamian za 3 butelki koniaku. - Po zatrzymaniu syn zadzwonił do mnie i powiedział, żebym się nie denerwowała - mówi matka egzaminatora. - Byłam z synem bardzo zżyta i wszystko mi zawsze opowiadał. Mówił, że niczego się nie boi, bo on nigdy łapówek nie brał. Przychodziło do niego wiele osób, ale po to, aby na przykład pokierował ich do dobrej szkoły, gdzie nauczą ich jeździć. - Zresztą po co mu koniaki, jak on nie pił. Był pewny siebie. Po jakimś czasie od zatrzymania i przesłuchań jednak się zmienił. Poszedł na zwolnienie. Musiało coś się stać, bo było widać, że się załamał. Bardzo schudł, wyglądał, jak cień człowieka. Mało się odzywał i był jakiś nieobecny. Do tej pory nigdy nie zapominał o moich urodzinach czy imieninach, a po tym wszystkim nawet w święta się nie widzieliśmy. Siedział w domu i nie chciał z nikim mieć kontaktu. Mówił tylko, że zawiódł się na kolegach. Powtarzałam mu, żeby znalazł sobie jakieś zajęcie, żeby nie siedział w domu i nie rozmyślał. Rozmawiałam nawet z dyrektorem WORD-u, który również namawiał Jurka, żeby wrócił do pracy. On jednak nie chciał.