Zwierzęta były tam trzymane w skandalicznych warunkach; przez wiele miesięcy żyły w odchodach, bez ściółki i czystej wody do picia. Konie były m.in. zarobaczone, miały wszy i grzybicę. Łęczycki sąd - oprócz wymierzenia kary bezwzględnego więzienia - zdecydował też, że K. ma zapłacić 40 tys. zł grzywny i 2,5 tys. zł nawiązki na rzecz Pogotowia dla Zwierząt w Trzciance. Zakazał również biznesmenowi działalności związanej z hodowlą zwierząt na 5 lat i częściowo obciążył go kosztami procesu. Apelację od tego wyroku złożyli: sam oskarżony i jego obrońca, który wnosił o uniewinnienie swego klienta, ewentualnie o wymierzenie mu łagodniejszej kary w zawieszeniu lub przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. W środę Sąd Okręgowy w Łodzi zawiesił na pięć lat karę pozbawienia wolności i utrzymał pozostałe kary. Według prokuratury, znęcanie dotyczyło stada liczącego 54 konie; w przypadku 10 zwierząt zagrażało ich życiu. Zarzuty dotyczyły lat 2000-2006 oraz okresu od czerwca do sierpnia 2009 r., kiedy to Pogotowie dla Zwierząt wywiozło ze stadniny w sumie ponad 50 koni. 10 zwierząt w najcięższym stanie zostało odebranych właścicielowi w trybie administracyjnym. Pozostałe, które zostały zabezpieczone jako dowód w sprawie, także poddano leczeniu i opiece. Przed sądem I instancji Krzysztof K. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Utrzymywał, że nigdy nie był i nie jest właścicielem koni. Jego zdaniem zwierzęta ze stadniny w Prądzewie należały do spółki Komercyjne Nieruchomości. Opiekę nad końmi miała sprawować inna spółka - Byszew, w której oskarżony był prezesem. Oskarżony mówił, że nie zajmował się jednak końmi, gdyż to nie należało do jego obowiązków. Łęczycki sąd uznał wówczas, że do znęcania doszło w okresie od czerwca do sierpnia 2009 r., a nie - jak twierdziła prokuratura - także przez kilka lat wcześniej. Zdaniem sądu, na wcześniejsze znęcanie było brak dostatecznych dowodów. Stwierdzono również, że K. "władał końmi jak właściciel i był za nie odpowiedzialny". W środę Sąd Okręgowy w Łodzi - podobnie jak sąd I instancji - uznał, że to na biznesmenie spoczywał obowiązek opieki nad końmi. Wiedział o złym stanie zwierząt i "nie podjął żadnych działań, aby te warunki zmienić". K. swoim zachowaniem doprowadził do tego, że konie żyły w tragicznych warunkach. Mimo to Sąd Okręgowy w Łodzi "nie podzielił decyzji łęczyckiego sądu" w sprawie wymierzenia Krzysztofowi K. kary bezwzględnego więzienia. Uznał, że "suma wszystkich kar, w tym grzywna 40 tys. zł i innych postanowień" jest wystarczającą karą. Zdaniem SO, K. prowadzi ustabilizowany tryb życia; ma 63-lata i nie przebywał wcześniej w zakładzie karnym, dlatego nie zachodzi konieczność karania go bezwzględnym więzieniem. Zdaniem przedstawiciela Pogotowia dla Zwierząt, "po tym, co zrobił ten pan, to wyrok jest łagodny". Cieszy się, że K. nie będzie mógł przez pięć lat prowadzić hodowli zwierząt. Jego zdaniem, w tej sprawie przede wszystkim wygrały zwierzęta, bo m.in. trafiły do innych osób. Krzysztof K. to znany łódzki biznesmen i b. radny sejmiku województwa. Gdy sprawa wyszła na jaw, w rozmowach z mediami bagatelizował ją i zapewniał, że koniom nie dzieje się krzywda.