Sprawa dotyczy m.in. pożyczki, którą - zdaniem prokuratury - b. szef łaskiego szpitala zaciągnął na bardzo niekorzystnych warunkach od jednej z firm skupujących długi szpitali. Zarówno w śledztwie jak i przed sądem Janusz R. nie przyznał się do winy. Zarzuty dotyczą okresu od stycznia 2006 do września 2008 roku. Prokuratura zakwestionowała trzy decyzje dyrektora, zarzucając mu przekroczenie uprawnień i niedopełnienia obowiązków w zakresie gospodarowania mieniem szpitala. Według prokuratury w pierwszej połowie 2006 roku ówczesny dyrektor niezgodnie z celem wydał 2,5 mln zł pochodzące z pożyczki bankowej. Środki te zamiast na restrukturyzację zobowiązań placówki, wydano na inne cele. Wykorzystanie ich zgodnie z przeznaczeniem miało umożliwić umorzenie 70 proc. z pożyczki zaciągniętej w Banku Gospodarstwa Krajowego w wysokości ponad 1,8 mln zł. W związku z tym, że przeznaczono je na inny cel, podstawa umorzenia odpadła i szpital - zdaniem śledczych - stracił ponad 1,2 mln zł. Kolejny zarzut dotyczy okresu sierpień-wrzesień 2008 roku. Wówczas to dyrektor Janusz R. zaciągnął w jednym z podmiotów finansowych pożyczkę w wysokości 3,7 mln zł. Zdaniem śledczych, została ona zaciągnięta, mimo że nie było zagrożenia dostaw do szpitala i jego funkcjonowania. W dodatku pożyczka wiązała się z naliczeniem "rażąco wysokiej" prowizji w wysokości 27,3 proc. Zdaniem prokuratury, zaciągając pożyczkę, ówczesny szef łaskiego szpitala przekroczył swoje uprawnienia i pogorszył sytuację ekonomiczną placówki. Szpital stracił na tej operacji co najmniej 547 tys. zł w związku z zawyżonym kosztem obsługi pożyczki. B. szefowi szpitala groziła kara do 5 lat więzienia. Sąd uniewinniając Janusza R. uznał, że w sprawie rozdysponowania większości środków z kredytu w 2006 roku, zarzuty dotyczą okresu, kiedy oskarżony nie był jeszcze szefem szpitala, a jedynie zastępcą i nie miał upoważnienia - w ocenie sądu - do dysponowania środkami na kontach bankowych placówki. Jednocześnie sędzia Marcin Rudnik podkreślił, że w tej sprawie nie chodzi o zwykłe przedsiębiorstwo, lecz o szpital, który rządzi się innymi regułami, gdzie dyrektor stoi przed dylematem, skąd wziąć pieniądze na konkretne cele. W ocenie sądu nie można mówić o wyrządzeniu szkody placówce, bo środki te nie zostały zdefraudowane, a zostały przeznaczone na konkretne cele, które w danym momencie wydawały się konieczne tj. wynagrodzenia dla pracowników czy zapłatę dostawcom. Zdaniem sądu, oskarżony w 2006 roku nie mógł też wiedzieć, że dwa lata później zostaną znowelizowane przepisy i będzie możliwe wzięcie w Banku Gospodarstwa Krajowego pożyczki na korzystnych warunkach. Dlatego - w ocenie sądu - nie można mu przypisać świadomości działania na szkodę szpitala. Sąd podkreślił też, że pożyczki o wysokiej prowizji brało także wiele innych szpitali w Polsce. Wyrok nie jest prawomocny; na razie nie wiadomo, czy prokuratura będzie się od niego odwoływać. Janusz R. jest obecnie doradcą prezydenta Sieradza.