Według prokuratury było to zabójstwo na zlecenie, a zbrodnię zlecił łódzki przedsiębiorca Piotr L., któremu nie podobała się znajomość 32-latka z jego córką. Za dokonanie zabójstwa zapłacić miał 160 tys. zł. Wszystkim oskarżonym, którzy przebywają w areszcie, grozi kara dożywotniego więzienia. Przed otwarciem przewodu sąd odrzucił wniosek obrońców Piotra L. o zwrot sprawy do prokuratury dla przeprowadzenia nowej obserwacji psychiatrycznej ich klienta, który od 36 lat cierpi na schizofrenię. Nie uwzględnił także kolejnego wniosku obrony o wydanie opinii przez nowych biegłych psychiatrów przed rozpoczęciem procesu, a także o wyłączenie ze sprawy biegłych powołanych przez prokuraturę. Zdaniem oskarżenia, adwokaci od początku podważają opinię biegłych, bo taką przyjęli linię obrony. Z opinii biegłych - w ocenie prokuratury - jednoznacznie wynika, że Piotr L. był poczytalny w chwili popełnienia czynu. Do zbrodni doszło 30 listopada 2007 roku w kamienicy przy ul. Składowej. Napastnicy zaatakowali 32-latka na klatce schodowej i z bliskiej odległości zabili go, oddając dwa strzały. W śledztwie ustalono, że mężczyzna od pewnego czasu obawiał się kogoś i twierdził, że jest obserwowany. Przebywał w mieszkaniach znajomych i rzadko przychodził na ulicę Składową, gdzie mieszka jego rodzina. W śledztwie ustalono, że zabójstwo zlecił łódzki biznesmen, 49-letni Piotr L. Miał on być przeciwny znajomości swej córki z 32-latkiem. Za dokonanie zbrodni - według oskarżenia - zapłacić miał 160 tys. zł. Zdaniem śledczych zlecenie przyjęli i zabójstwa dokonali: 65-letni obecnie Wiesław J. oraz o dwa lata młodszy Tadeusz B. Czwarty z oskarżonych to 64-letni Eugeniusz W., który miał być pośrednikiem między zleceniodawcą a wykonawcami zabójstwa. Całą czwórkę zatrzymano jesienią 2008 roku. Domniemany zleceniodawca został ujęty na warszawskim lotnisku Okęcie, gdy wrócił z zagranicznej podróży. Dwaj oskarżeni o dokonanie zabójstwa byli wielokrotnie notowani i karani za różne przestępstwa. Na różnych etapach śledztwa trzej oskarżeni częściowo przyznali się do zarzucanych czynów. Piotr L. od początku nie przyznaje się do winy.