Chłopak był bity i przetrzymywany przez niemal trzy tygodnie. Za uwolnienie chłopca jego ojciec zapłacił ponad 160 tys. funtów okupu. Wśród oskarżonych są m.in. dwaj kuzyni chłopaka, którzy zorganizowali porwanie. Tylko jeden oskarżony odpowiada z wolnej stopy; pozostali przebywają w areszcie. Proces miał się rozpocząć w poniedziałek. Został jednak odroczony, ponieważ na rozprawę - bez usprawiedliwienia - nie stawił się jeden z obrońców z urzędu. Sędzia Izabela Dercz zapowiedziała, że zawiadomi Okręgową Radę Adwokacką w Łodzi i ministra sprawiedliwości o "rażącym naruszeniu obowiązków służbowych" przez adwokata. Zapowiedziała też, że będzie się domagać od ORA wyjaśnień w tej sprawie. We wtorek adwokat także nie stawił się na rozprawie. Obrony jego klienta podjął się obrońca innego oskarżonego w tej sprawie i proces mógł ruszyć. Do uprowadzenia romskiego nastolatka doszło w lipcu 2002 roku. Okazało się, że inicjatorami porwania byli dwaj kuzyni chłopca: Bogdan S. i Marek L. Chcieli uprowadzić chłopca dla pieniędzy. Jeden z nich chciał też zemścić się na ojcu chłopaka, z którym miał zatarg. Chłopiec wraz z jednym z kuzynów podróżował mercedesem. W podłódzkim Zgierzu sprawcy sfingowali kolizję z innym autem, które po zderzeniu odjechało. Bogdan S. pod pretekstem rzekomego pościgu za sprawcami kolizji zjechał w boczną drogę. Po wjechaniu do lasu ze ściganego pojazdu wysiadło dwóch rosłych, zamaskowanych mężczyzn, którzy zaatakowali chłopca. Został obezwładniony i wrzucony do bagażnika audi. W kierunku jego kuzyna napastnicy wymierzyli z pistoletu, a ten udawał, że stracił przytomność. Później rzekomo uciekł i powiadomił o porwaniu policję. Bandyci przetrzymywali chłopaka w okolicach Włocławka i Bydgoszczy; nastolatek był bity, przez cały czas miał zasłonięte oczy. Za jego uwolnienie porywacze zażądali miliona dolarów okupu. Negocjacje trwały ponad dwa tygodnie. Po 18 dniach rodzina porwanego zapłaciła 166 tys. funtów (ok. miliona złotych) okupu; bandyci wypuścili chłopca w wyznaczonym miejscu przy leśnej drodze w okolicach Bydgoszczy. Policji nie udało się wówczas zebrać materiału dowodowego wystarczającego na przedstawienie komukolwiek zarzutów. Dopiero w 2008 roku - już po umorzeniu sprawy - zaangażowali się w nią policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Natrafili na podobne uprowadzenie, tym razem na terenie Warszawy, do którego doszło krótko po zdarzeniu w Zgierzu. Trzech sprawców tego porwania trafiło za kraty. Po odbyciu kary wyszli na wolność. Policjanci analizując obie sprawy, dotarli do osób i informacji, które pozwoliły zebrać dowody na udział w zgierskim uprowadzeniu 10 mężczyzn; wśród nich kilku, którzy wcześniej odbyli karę za uprowadzenie w Warszawie. W śledztwie okazało się, że inicjatorami porwania byli dwaj kuzyni chłopca. Uprowadzony chłopak i jego ojciec występują w procesie jako pokrzywdzeni. Zbigniew Zakrzewski mówił dziennikarzom, że porywacze zniszczyli życie jego synowi, który przez kilka lat bał się wychodzić z domu i do tej pory nie może dojść do siebie. Chce, aby porywaczom wymierzono kary, które odstraszą innych od porywania dzieci.