W wyreżyserowanym przez Szczepana Szczyknę spektaklu współgrało ze sobą wszystko - muzyka, słowo, ruch. "Anhelli" Szczykny był także teatrem wyobraźni, bo scenografii w spektaklu prawie nie było. Historia wędrówki Szamana i Anhellego przez syberyjskie bezdroża opowiedziana była przez jej bohaterów tak, że między słowami niemal otwierały się poetyckie obrazy. Piękny język Słowackiego wystarczał, by widz nie czuł się znudzony, ciekawość pobudzała sugestywna, pełna pasji gra aktorów, ale też subtelne dźwięki harfy. Wszystko przenosiło widza w zupełnie inną rzeczywistość. "Anhelli" nabierał też nowych znaczeń. Kiedy w galerii muzeum byliśmy świadkami wielkich romantycznych dylemantów, zza szyb zerkało zwyczajne radomszczańskie, miejskie życie. Przechodnie zatrzymywali się i obserwowali niemy dla nich spektakl. Dwie rzeczywistości przeplatały się ze sobą w sposób tak naturalny, że romantyczny "Anhelli" stawał się opowieścią uniwersalną. Napisany w 1838 r. "Anhelli" to jeden z trudniejszych utworów Juliusza Słowackiego. W biblijnej stylizacji poeta opowiada w nim swoistą przypowieść o losie człowieka, narodu. Rzecz dzieje się na Syberii, miejscu zsyłki wielu Polaków. To tam, niczym po piekle, wędruje młodzieniec Anhelli, prowadzi go tajemniczy Szaman. Spotykają na swej drodze istoty i z nieba, i z ziemi. Poemat jest parabolą w wielu symbolach demaskującą polskie stereotypy. Jest też pesymistyczną, bardzo smutną wizją świata, w której jednostki wrażliwe upadają pod ciężarem sił rządzących światem. W Radomsku w spektaklu wstąpili Elżbieta Pejko i Jerzy Łazewski. Na harfie grała Małgorzata Komorowska. Jolanta Dąbrowska