Z tego samego powodu, czyli przez protesty mieszkańców, schronisko nie zostało zlokalizowane przy oczyszczalni ścieków. Co stanie się z prawie 200 mieszkańcami schroniska na Glinianej? Czy wkrótce psy zaczną błąkąć się po ulicach miasta? Sprawa piotrkowskiego schroniska dla zwierząt nie znajduje rozwiązania od wielu lat. Jeśli są pieniądze na budowę nowej siedziby, to z kolei nie ma odpowiedniego miejsca. Jednak, jak zapewniał kilka tygodni temu wiceprezydent Piotrkowa Adam Karzewnik, środki na budowę zostaną uwzględnione w budżecie miasta na przyszły rok. - To sprawa, od której nie uciekniemy - mówił wówczas Adam Karzewnik. Nikt nie chce schroniska Nie uciekniemy też przed psami, które mogą zostać wypuszczone ze schroniska przez członków Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, ponieważ piotrkowskie schronisko po prostu się wali i nie wiadomo, czy przetrzyma kolejna zimę. - Mieszkańcy mają prawo protestować, jednak rozporządzenie ministra rolnictwa wyraźnie mówi, że schronisko musi dzielić od zakładów produkcyjnych i osiedli mieszkaniowych określona odległość. Te odległości w przypadku planowanej lokalizacji schroniska będą zachowane. Na nową lokalizację schroniska było już wiele pomysłów i każdy był oprotestowany. Ja wnosiłam o to, aby schronisko powstało przy oczyszczalni ścieków, ale tę propozycję również oprotestowali okoliczni mieszkańcy. Gdziekolowiek miasto nie zaplanowałoby nowej lokalizacji, tam zawsze będą protesty - mówi Grażyna Fałek, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Okazuje się, że właśnie w okolicach Wroniej i Granicznej ciągle błąkają się bezdomne, często agresywne psy. Okoliczni mieszkańcy są więc pod tym względem szczególnie wyczuleni. - Przez cały ubiegły tydzień przywoziliśmy psy z ulicy Wroniej. Wszyscy chcą mieć spokój, nikt nie chce, aby po okolicy błąkały się bezpańskie psy. Prawdę mówiąc, mam żal do mieszkańców, że znajdują adres i telefon schroniska, kiedy mają problem z bezdomnymi zwierzętami, natomiast nie robią nic, żeby schronisku pomóc. Społeczeństwo dzieli się na tych, którzy nas wspierają i pomagają wyżywić zwierzęta i na tych, którzy zawsze są na "nie" - mówi prezes TOZ-u. Nie chcemy smrodu i jazgotu Mieszkańcy jednak wiedzą swoje i jako lokalna społeczność zaciekle bronią się przed, jak mówią "smrodem i wyciem psów". - Tu zaraz za lasem są domy, mieszkają ludzie, są wykupione działki. Boimy się, że ludzie będą tutaj wyrzucać psy z samochodów. Zresztą już wyrzucają. Ostatnio po Wroniej błąkało się pięć bezpańskich psów. Nie można było wyjść z domu, takie były agresywne. Interweniowała Straż Miejska. Dzieci chodzą tędy na przystanek, ludzie chodzą tutaj na spacery. Nasz protest podpisało 460 mieszkańców. W statucie Rady Osiedla jest napisane, że w sprawach takich jak budowa nowych obiektów władze powinny się z nami kontaktować. Tymczasem nie było żadnego spotkania, nic z nami nie ustalano, o nic nas nie pytano. Nie wiem, kto wymyslił, żeby na takiej małej działce stawiać schronisko - emocjonuje się przewodniczący Rady Osiedla "Wronia" Ryszard Hamala, a wtórują mu pozostali mieszkańcy. - Protestujemy, ponieważ nawet z Glinianej słyszymy jak psy wyją i szczekają. Nawet okna nie można otworzyć przez ten smród. A co będzie, jeśli schronisko wybudują nam tu pod nosem? Mamy tutaj las, bażanty, sarny. A teraz mamy wąchać smród schroniska? Miło się tutaj mieszka. Rano wychodzi się z domu, ptaszki śpiewają. Nie mamy zamiaru słuchać wycia psów. Chcemy na stare lata żyć ekologicznie, a nie w smrodzie. Nas nikt o zdanie nie pytał. Mamy małe dzieci i chcemy, aby żyły w zdrowych warunkach, a nie w smrodzie i jazgocie. Przeprowadziliśmy się tutaj z centrum, żeby mieć spokój, a tymczasem z jednej strony mamy więzienie, przebiegać będzie tędy trasa i jeszcze schroniska nam tu trzeba! Schronisko jest potrzebne, ale może w innym miejscu - protestują mieszkańcy Wroniej i Granicznej.