Według ustaleń prokuratury dziecko zostało przyjęte do szpitala wieczorem 14 marca. Wcześniej, przez dwa dni, chłopiec gorączkował - temperatura sięgała 40 stopni C. Leczony był antybiotykiem. W nocy po przyjęciu do szpitala, gdy dziecko przebywało na szpitalnym oddziale ratunkowym, doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Reanimacja pozwoliła na przywrócenie jego funkcji życiowych, ale ostatecznie w ubiegły poniedziałek dziecko zmarło. W ramach śledztwa policja przesłuchała w środę prezes Fundacji, pod opieką której znajdował się chłopiec. W prokuraturze zeznania składał dyrektor ds. lecznictwa szpitala - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Z relacji prezes Fundacji wynika, że dziecko pierwszy raz nie poszło do przedszkola 12 marca; chłopiec miał wysoką gorączką, ból głowy, wymiotował. Opiekunki wezwały lekarza na wizytę domową. Lekarka zdiagnozowała anginę i przepisała antybiotyk. Następnego dnia stan zdrowia chłopca nie poprawiał się, dziecko nadal gorączkowało. W piątek, 14 marca nad ranem opiekunki stwierdziły, że chłopiec ma już 40 stopni gorączki; ponownie wezwały lekarza rodzinnego. Lekarka zmieniła antybiotyk; opiekunki nadal zaniepokojone stanem zdrowia dziecka późnym popołudniem wezwały karetkę pogotowia, która przewiozła dziecko do szpitala przy ul. Spornej. 1,5 godziny czekała w kolejce Z relacji opiekunki wynika, że zaraz po przyjeździe do szpitala, gdy gorączka nadal wynosiła 40 stopni, chłopcu podano leki przeciwgorączkowe. Jednak - jak wynika z jej relacji - czekała prawie 1,5 godziny w kolejce z dzieckiem na zbadanie go przez lekarza. Dziecko zostało przyjęte, gdy zaniepokojona poprosiła o przyspieszenie badania. Chłopiec został umieszczony na szpitalnym oddziale ratunkowym, gdzie podano mu leki przeciwgorączkowe, kroplówki i ten sam antybiotyk. Pobrano mocz i krew do badania. Gorączka spadła i nieznacznie przekraczała wówczas 37 stopni, a chłopiec usnął. Według prokuratury z relacji opiekunki wynika, że wychodząc ze szpitala około północy, spytała pielęgniarki, czy nie ma zagrożenia dla dziecka. Miała wówczas usłyszeć, że stan zdrowia chłopca prawdopodobnie się poprawił. Z ustaleń prokuratury wynika, że około godz. 1 w nocy pielęgniarz sprawdzał, czy skończyła się kroplówka podawana dziecku. Wtedy - jak twierdzi - słyszał, że chłopiec oddycha normalnie. Pół godziny później miał stwierdzić, że oddech chłopca ustaje i serce przestaje bić. Po natychmiastowej reanimacji udało się przywrócić funkcje życiowe chłopca. Dziecko umieszczone zostało na OIOM-ie; niestety nie udało się go uratować i w poniedziałek po południu stwierdzono zgon. Przyczyny tragedii bada prokuratura Prokuratura w śledztwie ustala, czy w szpitalu dziecku została udzielona niezbędna pomoc. - Ustalamy, czy udałoby się uratować dziecko, gdyby wcześniej trafiło do szpitala, ale również czy pełne i prawidłowe było badanie lekarki, która jako pierwsza badała chłopca. Sprawdzamy, czy prawidłowo podjęto leczenie, i czy wtedy nie należało już zdecydować o przewiezieniu chłopca do szpitala - wyjaśnił Kopania. Zgodnie z postawioną w szpitalu diagnozą chłopiec miał zapalenie płuc, posocznicę i obrzęk mózgu. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok stwierdzono zmiany wskazujące na zapalenie płuc oraz cechy uszkodzenia, prawdopodobnie zapalenia, opon mózgowych i mózgu. Prokuratura czeka obecnie na wyniki szczegółowych badań histopatologicznych; zabezpieczyła dokumentację medyczną z historią choroby dziecka. - Zabezpieczamy raporty pielęgniarskie i zapis z kamer monitoringu, które rejestrowały z zewnątrz wejście do sali, w której przebywało dziecko. Będą przesłuchiwani kolejni świadkowie - zaznaczył Kopania. Dodał, że postępowanie w tej sprawie prowadzi także wewnątrzszpitalna komisja ds. oceny zgonów. Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.