Mowa o minibusach wyjeżdżających z Piotrkowa, należących do prywatnych przewoźników. A ci ostatni pozostają niemal bezkarni. Nawet kontrole Inspekcji Transportu Drogowego nie są w stanie zmusić ich do przestrzegania zasad. Pasażerowie korzystający z busów są bezradni. Niektórzy boją się o swoje życie. Jedną z nich jest pani Jadwiga, która często jeździ minibusami na trasie Piotrków - Bełchatów. Nie raz czekała na pojazd, który nie przyjechał na godzinę umieszczoną w rozkładzie jazdy, prawie zawsze jeździ w minibusie, który jest przepełniony, czasem była również zmuszona wysiąść z powodu awarii. Tak też było ostatnim razem. - Jechałam z Piotrkowa do Bełchatowa. O godzinie 13:15 minibus odjeżdżał z dworca w Piotrkowie. Wsiadłam. W środku masa ludzi, mimo że to był dopiero początek trasy. Kierowca stwierdził, że poprzedni minibus, który jechał przed nim, ominął kilka przystanków po kolei, pojechał krótszą trasa, bo dowiedział się, że jakieś inspekcje "czyhają" na trasie. Miał dużo ludzi, więc ominął przystanki, by się nie narażać. Pojazd był pełen ludzi, mimo że miejsc siedzących jest tylko ok. 15. Tyle samo ludzi stało, a może i więcej. Nawet nie było czym oddychać. Straszny ścisk, bo to są małe auta. Minibus, dojeżdżając do przystanku w Mzurkach, zwolnił. To uchroniło nas przed nieszczęściem. Jechał wolniej i w pewnym momencie zaczęliśmy słyszeć straszny pisk. Kierowca wystraszył się. Pojazd zatrzymał się w miejscu. Przekazał nam, że wystąpiła poważna awaria i pękła tylna oś. Staliśmy na ruchliwej trasie, gdzie jeżdżą tiry. Przyjechał inny minibus tej samej firmy i zabrał kilka osób. Reszta została. Ludzie mówią, że znów się udało, ale zajmą się tym wtedy, gdy dojdzie do tragedii, bo któregoś dnia dojdzie. Często jeżdżę tą trasą. Nie kursują emzetki 22. To, co się dzieje teraz, to tragedia. Tymi minibusami jeździ młodzież do szkół. Jak ma nie być ciasno - relacjonuje pani Jadwiga, pasażerka trefnego minibusa. - Kierowcy twierdzą, że osoby, które jeżdżą, narzekają, że jest ciasno. Te same osoby stojące na przystankach narzekają, że pojazd ich nie zabiera. Minibusy nie jeżdżą punktualnie. Stan techniczny, jak słyszy się od kierowców, którzy rozmawiają między sobą, jest fatalny. Jak muszę jechać do pracy, to boję się, że minibus mnie nie zabierze, bo nie będzie miejsca albo nie przyjedzie wcale. Ludzie są zostawiani samym sobie - kontynuuje pani Jadwiga. Dlaczego tak się dzieję i z czego wynika "bezkarność" prywatnych przewoźników, zapytano przedstawiciela piotrkowskiego Oddziału Inspekcji Transportu Drogowego Beatę Zarzycką. - Piotrkowski Oddział Inspekcji Transportu Drogowego istnieje dopiero od kwietnia. Do listopada było tylko troje inspektorów. W tej chwili mamy ich sześciu na sześć powiatów. Teoretycznie i praktycznie jest nas po prostu za mało. Tych linii regionalnych w powiecie piotrkowskim jest mnóstwo. Planowane kontrole, które ja ustalam, są minimum dwie na dwa tygodnie. Poza tym Inspekcja Transportu Drogowego to nie tylko inspekcja transportu osób. Jest to też transport drogowy rzeczy: krajowy i międzynarodowy, w tym przewóz materiałów niebezpiecznych, transport zwierząt, odpadów, szybko psujących się materiałów spożywczych itp. Nie jesteśmy w stanie sprawdzać tylko transportu osób. Mimo tego staramy się robić to jak najczęściej. Średnio raz w tygodniu dokonujemy takich kontroli. Wykonuje je zazwyczaj jeden zespół. Czasem przyjeżdżają też koledzy z Łodzi - mówi Beata Zarzycka z Piotrkowskiego Oddziału Inspekcji Transportu Drogowego. Wszystko wskazuje na to, że nie ma możliwości zmiany tej sytuacji.