Miało ono związek ze złożonymi przez posła zawiadomieniami o popełnieniu przestępstwa przez głównego świadka w tzw. seksaferze Anetę Krawczyk i jej pełnomocnika. Łyżwiński zeznawał w tej sprawie już przed tygodniem, ale jego przesłuchanie nie zostało zakończone. Kolejny termin został wyznaczony właśnie na poniedziałek. - Pan Łyżwiński złożył w prokuraturze wzory podpisów, dla udowodnienia, że dokumenty, które znajdowały się w biurku pani Anety K. nie były podpisane przez pana posła - powiedziała mecenas Róża Żarska. Potwierdziła, że we wtorek poseł złoży kolejne doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez Anetę Krawczyk. - Pani Krawczyk zbierała pieniądze na kampanię wyborczą w 2002 roku, są na to dokumenty, podpisy i wynika z nich, że pani Krawczyk nigdy się z tych pieniędzy nie rozliczyła - powiedział w poniedziałek dziennikarzom Łyżwiński. Dodał, że chodzi o kwotę o 14-15 tysięcy złotych. Odnosząc się do artykułu z tygodnika "Newsweek" "Praca za milczenie?", który poinformował, że posiada nagranie rozmowy Anety K. z asystentem posła Łyżwińskiego na temat gwałtu, którego poseł miał dopuścić się na "młodej dziewczynie pod Częstochową", Łyżwiński mówił, że "nie zdziwi się, jeżeli posądzi się go o 10 czy 20 gwałtów". Na początku marca do prokuratury wpłynęły dwa zawiadomienia, złożone przez Łyżwińskiego. Jedno z nich dotyczy popełnienia przestępstwa przez Anetę Krawczyk m.in. zniesławienia, podawania nieprawdziwych informacji i namawiania innych kobiet związanych z Samoobroną do zgłaszania nieprawdziwych informacji. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zniesławienia przez pełnomocnika Krawczyk, mec. Agaty Kalińskiej-Moc dotyczy jej wypowiedzi, że badania DNA, jakim poddał się Łyżwiński (które wykluczyły ojcostwo dziecka Krawczyk), "mogą być obarczone błędem". Kalińska-Moc wniosła o powtórzenie badań DNA posła. Pod koniec marca do prokuratury wpłynęło kolejne zawiadomienie Łyżwińskiego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Krawczyk. Tym razem przestępstwa miały polegać na podrobieniu przez nią trzech zaświadczeń o zatrudnieniu w biurze poselskim i osiąganych przez nią dochodach. W zawiadomieniu poseł podniósł fakt podrobienia jego podpisów i podania w dokumentach nieprawdziwych kwot wynagrodzenia. Śledztwo w sprawie tzw. seksafery wszczęte zostało w grudniu ub. roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst "Praca za seks w Samoobronie" powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, byłej radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Andrzejowi Lepperowi.