Za znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas pełnienia przez niego obowiązków służbowych grozi kara nawet do roku pozbawienia wolności. Na początku czerwca tego roku "Express Ilustrowany" napisał, iż podczas uroczystości otwarcia zdroju, prezydent Jerzy Kropiwnicki w nieparlamentarny sposób odezwał się do miejskiego strażnika, mówiąc: "do k... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma! Gdzie masz ch... czapkę?!". Jak twierdzi gazeta, prezydent był zdenerwowany zachowaniem i wypowiedzią jednego z przechodniów. Zdaniem gazety wszystko miało zostać nagrane przez dziennikarzy. Po publikacji prokuratura przeprowadziła czynności sprawdzające. Tydzień później oficjalnie wszczęła dochodzenie w tej sprawie. Jego celem jest ustalenie okoliczności przebiegu zdarzenia. Aby tak się stało, konieczne jest przesłuchanie świadków. Już wtedy prokuratura nie wykluczała, iż konieczne będzie przesłuchanie prezydenta. Jak ustaliła, miałoby się ono odbyć 10 sierpnia. Według informacji zdobytych w prokuraturze, celem przesłuchania prezydenta jako świadka będzie "uściślenie wszystkich kwestii, które są poruszane w toku postępowania" oraz weryfikacja zeznań pozostałych świadków. Jak informuje prokuratura, przesłuchano już wszystkich świadków, w tym. m.in. strażnika, który miał zostać znieważony przez prezydenta oraz fotoreportera i dziennikarza "Expressu Ilustrowanego", który opisał incydent. Prokuratura nie ujawnia ich zeznań. Kilka dni po zdarzeniu strażnik miejski poinformował dziennikarzy, że nie został obrażony przez prezydenta Kropiwnickiego. - Chciałem oświadczyć, że w stosunku do mojej osoby pan prezydent nie użył żadnych wulgarnych słów - mówił. Oświadczył, że prezydent tylko zwrócił mu uwagę i spytał, "gdzie masz czapkę". Strażnik po zdarzeniu napisał notatkę z incydentu. Wiceszef łódzkich strażników mówił wówczas, że ze strażnikiem przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą i otrzymał on upomnienie "za to, że wyszedł z urzędu i poza nim pełnił służbę bez czapki", bo jest to naruszenie regulaminu. Prezydent Łodzi po incydencie przesłał do redakcji "EI" pismo, w którym napisał m.in., iż nie przeczy, że był zdenerwowany zachowaniem mężczyzny "w stanie wskazującym", który próbował zakłócić uroczystość i obrazić go osobiście. "Brak obecności strażników, którzy mają swój posterunek w pasażu Schillera (miejsce, w którym uruchamiano również zdrój - red.), pogłębił moje zdenerwowanie. Użyłem ostrych słów. Ubolewam i przepraszam za to. Powinienem być bardziej odporny na takie zachowania i takie sytuacje" - napisał. Kropiwnicki nie sądzi jednak, aby nazwał strażnika "ch...". Zaproponował autorowi tekstu, że jeśli ten dysponuje takim nagraniem, to przeprosi strażnika publicznie na łamach gazety, bo "w żadnym przypadku takimi słowami człowieka poniżać nie wolno". Jeśli zaś takich nagrań nie ma, to redaktor na łamach "EI" przeprosi prezydenta miasta. Przedstawiciele magistratu zapewniali później, że prezydent przepraszając w piśmie za użycie ostrych słów, użył tego określenia "w stosunku do swojego tonu".