19-letni obecnie: Krzysztof L. i Bartosz C. oraz 17-letni Mariusz K. są oskarżeni o zabójstwo 16-letniego kolegi. Zamordowali go, bo chcieli zobaczyć, jak umiera człowiek. Dwaj starsi ze sprawców odpowiadają także za zabójstwo 32-letniego sąsiada. To zabójstwo miało być "prezentem" na 18. urodziny jednego z nich. Na poniedziałkowej rozprawie sąd miał - za zgodą stron procesu - do przesłuchania pięciu z listy kilkunastu ostatnich świadków. Troje stawiło się w sądzie. Sąd przesłuchał m.in. matkę zamordowanego 16-latka, która płacząc, opowiadała o nocy, kiedy zginął jej syn, i jak dowiedziała się o jego śmierci. Dwóch ostatnich świadków nie stawiło się jednak w sądzie; ponieważ zeznawali już w śledztwie, sąd chciał uznać te zeznania bez ich przesłuchania, ale nie zgodził się na to oskarżony Mariusz K. i jego obrońca. Chcieli przesłuchania tych świadków na rozprawie. Oskarżony pytany przez sąd czy ma jakieś dodatkowe pytania do świadków przyznał, że nie, ale chce by potwierdzili swoje zeznania przed sądem. W związku z taką postawą oskarżonego sąd, który chciał zakończyć proces w poniedziałek - jak zaznaczył - nie miał wyjścia i musiał odroczyć rozprawę do 4 stycznia. Wezwania dla świadków ma dostarczyć policja. Po tej decyzji zadowolenia nie krył Mariusz K., który uśmiechał się i "puścił" oko do siedzących na sali znajomych. Rozgoryczenia decyzją sądu nie ukrywała matka zamordowanego 32-latka. Mówiła, że gdyby wyrok zapadł już dziś, miałaby spokojniejsze święta i w rodzinie byłoby spokojniej. Zapowiedziała, że będzie walczyć we wszystkich instancjach o najwyższe kary dla oskarżonych. Przed sądem Krzysztof L. przyznał się do winy. Dwaj pozostali oskarżeni przyznali się tylko częściowo. Bartosz C. przyznał jedynie, że trzymał za nogi zamordowanego 16-latka. Do trzymania za ręce tej ofiary przyznał się najmłodszy z oskarżonych Mariusz K. Cała trójka odmówiła składania wyjaśnień. Dwóm 19-latkom grozi dożywocie; najmłodszemu ze sprawców - kara 25 lat więzienia. Według oskarżenia do pierwszej zbrodni doszło pod koniec października ub. roku w mieszkaniu przy ul. Więckowskiego w Łodzi. Znaleziono tam ciało 32-letniego mężczyzny, właściciela lokalu, z poderżniętym gardłem. Jak ustalono, zbrodni dokonali jego dwaj sąsiedzi - oskarżeni 19-latkowie. Zbrodnia miała być "prezentem" dla jednego z nich z okazji 18. urodzin. Początkowo cała trójka piła alkohol. Gdy właściciel mieszkania położył się spać, oskarżeni postanowili go zabić. Z wyjaśnień Krzysztofa L. wynika, że Bartosz C. przytrzymywał nogi ofiary, a on dusił mężczyznę poduszką i wbił mu w szyję nóż. Gdy ofiara przestała reagować, obaj poszli zapalić papierosa. Później wrócili do pokoju; wtedy jeden z oprawców wyjął nóż z szyi mężczyzny i przez kilka minut obserwowali, jak ofiara się wykrwawia i umiera. Na koniec ugodzili go nożem w brzuch. "Chciałem zobaczyć, jakie to jest uczucie, gdy nóż wchodzi w ciało" - wyjaśniał w śledztwie L. Po zabójstwie sprawcy zapakowali w poszewki i ceratę wszystkie przedmioty, których dotykali, i zatarli ślady. Do drugiego zabójstwa doszło w grudniu ub. roku w mieszkaniu jednego ze sprawców. Ofiarą był ich znajomy 16-latek. Dusili go sprężyną od ekspandera, później bili drewnianą pałką po całym tułowiu. "Uderzaliśmy go, żeby szybciej umarł. Chcieliśmy zobaczyć, czy będą ślady na ciele" - tak relacjonował zbrodnię Krzysztof L. Później oprawcy położyli belkę na szyi ofiary i stawali na niej zapierając się rękoma o sufit, "żeby był silniejszy nacisk". "Ja już widziałem, jak umiera człowiek od noża, teraz chciałem zobaczyć, jak umiera duszony" - wyjaśniał L. Gdy nastolatek zmarł, zawinęli jego ciało w koc i przewieźli na dwukołowym wózku do parku. Tam zwłoki porzucili w stawie i przykryli je gałęziami. Później rozeszli się do domów, a następnego dnia znów razem pili alkohol. Po drugiej zbrodni cała trójka została zatrzymana przez policję. Sąd dla nieletnich zdecydował, że 16-letni wówczas Mariusz K. za swój czyn będzie odpowiadał jak dorosły. Według biegłych psychiatrów w chwili popełnienia zbrodni wszyscy oskarżeni byli poczytalni.