Proces ze względu na charakter sprawy i dobro dziecka toczy się za zamkniętymi drzwiami; na czwartek wyznaczono termin drugiej rozprawy - poinformowała Grażyna Jeżewska z biura prasowego łódzkiego sądu. W śledztwie oskarżony przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Do uprowadzenia 11-latki doszło pod koniec marca tego roku. Kiedy Julia wraz z koleżankami bawiła się w pobliżu swego miejsca zamieszkania, podszedł do nich mężczyzna, który poprosił o pomoc w szukaniu psa. Julia odeszła z nieznajomym; wsiadła z nim do samochodu. Porywacz woził ją przez kilka godzin. Wieczorem wypuścił dziewczynkę przy osiedlu, gdzie mieszka. Według prokuratury badania lekarskie wykazały, że 11-latka nie doznała obrażeń fizycznych. Dwa dni później w wyniku policyjnej obławy mężczyzna został zatrzymany; ukrywał się w lesie koło Andrespola, gdzie wytropił go policyjny pies. W miejscu jego zamieszkania znaleziono samochód, którym miał przez kilka godzin wozić dziewczynkę. W aucie zabezpieczono ślady kryminalistyczne do badań porównawczych; ekspertyza potwierdziła, że była w nim uprowadzona dziewczynka. Dzień po uwolnieniu 11-latka została przesłuchana przez sąd w obecności psychologa i z udziałem prokuratora; nagranie z przesłuchania jest jednym z dowodów w sprawie. Od mężczyzny pobrano próbki do badań, m.in. DNA. Prokuratura przedstawiła mu zarzut dotyczący pozbawienia wolności dziewczynki połączonego ze szczególnym udręczeniem; to zbrodnia zagrożona karą od trzech do 15 lat więzienia. W śledztwie 46-latek przyznał się do winy. Badający go biegli psychiatrzy i psycholog uznali, że mężczyzna w chwili popełnienia przestępstwa miał jedynie nieznacznie ograniczoną poczytalność i może odpowiadać przed sądem; nadal jest aresztowany. Mężczyzna - według śledczych - działał w warunkach wielokrotnej recydywy. Robert T. był bowiem wcześniej wielokrotnie karany m.in. za rozboje i odbywał długoletnie wyroki. Po raz ostatni opuścił więzienie w kwietniu ub. roku. 46-latek z wykształcenia jest fryzjerem. Jest bezdzietny; ostatnio żył w nieformalnym związku i nigdzie nie pracował. Śledczy po ujęciu mężczyzny przyznali, że jego zatrzymanie było możliwe m.in. dzięki licznym sygnałom otrzymanym od mieszkańców Łodzi i okolic. Rodzice Julii w liście do komendanta policji podziękowali wówczas wszystkim osobom, które uczestniczyły w poszukiwaniach ich córki.