Za zajęcie pierwszego miejsca w rundzie jesiennej III ligi sezonu 2006/2007 prezydent Krzysztof Chojniak przyznał dwadzieścia nagród po 2000 złotych brutto (łącznie 40000 złotych brutto). Kilka miesięcy po rozdzieleniu nagród do prokuratury trafił anonim, z którego wynikało, że piłkarze te pieniądze, wbrew własnej woli, musieli oddać do klubu. Wtedy jednak Concordia zwołała konferencję prasową, na której oświadczono, że nic takiego nie miało miejsca. Po kilku kolejnych miesiącach prokurator umorzył również śledztwo, nie doszukując się wtedy niczego, co mogłoby być niezgodne z prawem. Teraz jednak sprawa wróciła, a doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył prezes OZPN Stanisław Sipa. - W lipcu zgłosiło się do mnie kilkunastu byłych zawodników Concordii z prośbą o pomoc. Jako prezes Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Piotrkowie zobligowany jestem do pomocy piłkarzom, którzy się do mnie zwrócili. Uznałem jednak, że ciężar problemów, z jakimi przyszli do mnie zawodnicy, jest bardzo poważny, wykraczający poza kompetencje naszych wydziałów. Dlatego też, po konsultacji z zarządem, powiadomiłem odpowiednie organy - tłumaczy swoją decyzję Stanisław Sipa. Jednym z byłych piłkarzy Concordii, którzy zdecydowali się zeznawać przeciwko prezesowi Concordii Dariuszowi Dzwonnikowi, jest Wojciech Figurski - obecnie zawodnik Jezioraka Iława. - Ja od początku protestowałem przeciwko temu, aby zrzec się prezydenckich nagród - mówi Figurski. - Uważałem i nadal uważam, że powinniśmy wtedy dostać i nagrodę od prezydenta, i pensje za listopad i grudzień. Tymczasem prezes nakazał nam oddanie nagród, twierdząc, że z tych pieniędzy wypłaci nam wynagrodzenie plus premie. To nie było w porządku. Podobnie jak ja uważało kilku innych zawodników, takich jak: Łukasz Łabędzki, Arek Gondzia czy Patryk Dworzyński. O ile sobie przypominam, nie znaleźli się na liście nagrodzonych - dodaje Figurski. Hubert Górski, który przez 13 lat reprezentował barwy Concordii (obecnie gra w Omedze Kleszczów), również nie zamierza niczego ukrywać przed mediami. - Prezes powiedział nam wtedy, że jeśli nie oddamy tych pieniędzy, to klub przestanie istnieć, gdyż stanie się niewypłacalny. Musieliśmy oddać te nagrody i podpisać to pismo, aby sprawa jak najszybciej ucichła. Ja zdecydowałem się powiedzieć prawdę teraz, gdyż już nie jestem od niego uzależniony finansowo. Cieszę się bardzo, że uwolniłem się od tego człowieka. Potrafił nam zabrać premie tylko dlatego, że miał taki kaprys. Nie wykluczam jeszcze kiedyś powrotu do Concordii. Zrobię to jednak tylko pod jednym warunkiem, że w klubie nie będzie prezesa Dzwonnika. - Nie jestem winien żadnych pieniędzy żadnemu z zawodników - twierdzi tymczasem prezes Concordii Dariusz Dzwonnik, który nie ma wątpliwości, że odgrzanie całej sprawy to kolejny rozdział konfliktu między nim a prezesem OZPN w Piotrkowie Stanisławem Sipą (w ubiegłym roku S. Sipa pozwał D. Dzwonnika do sądu za słowa wypowiedziane podczas Walnego Zjazdu OZPN; sąd pierwszej instancji uniewinnił Dzwonnika - przyp. red.). - Prezydent przyznał nam na koniec rundy wsparcie finansowe w postaci nagrody. Nie miał bowiem innej możliwości pomocy naszemu klubowi. Cała drużyna poinformowała zarząd klubu, że chce tę nagrodę podzielić między większą ilość zawodników, po swojemu. Chłopcy zebrali pieniądze z nagrody do jednej koperty i zostały one podzielone według listy sporządzonej przez trenera Sławomira Majaka. Ci, którzy grali więcej, dostali więcej, na mniejsze pieniądze mogli liczyć rezerwowi oraz juniorzy. Ja absolutnie nie sugerowałem nikomu, w jaki sposób ma być ta nagroda podzielona. Dołożyłem wtedy jeszcze osiem tysięcy z własnej kieszeni. Jestem zszokowany, że teraz wszystko obraca się przeciwko mnie. Niektórych piłkarzy utrzymywałem wiele lat, a teraz tak mi się odpłacają. Wiem jedno - będą tego się jeszcze wstydzić, bo to jest wstyd. Ja się cieszę, że prokuratura ponownie zajęła się tą sprawą, bo jestem przekonany, że to my mamy rację - powiedział Dzwonnik. To jest nieprawda, która szkodzi wizerunkowi klubu - potwierdza słowa prezesa wiceprezes Concordii Andrzej Ziębakowski. - Jestem zbulwersowany tym wszystkim. Nikt w klubie nigdy nie był nikomu winien żadnych pieniędzy. Myślę, że tę sprawę trzeba jak najszybciej wyjaśnić, bo na tym cierpi klub. To się nie może za nami ciągnąć. Szkoda, że personalne rozgrywki mają wpływ na Concordię. Ktoś doszukuje się nieprawidłowości, a ja wiem, że o takim czymś nie może być mowy - twierdzi Ziębakowski. Pierwsze postępowanie, przed dwoma laty, zakończyło się odmową wszczęcia śledztwa. Wtedy do prokuratury trafił anonim, w którym opisana była cała sprawa. Teraz, jak powiedział Witold Błaszczyk - rzecznik prasowy piotrkowskiej Prokuratury Okręgowej - pojawiły się nowe okoliczności. - Dwa lata temu piotrkowska prokuratura prowadziła czynności sprawdzające w tym zakresie. Wtedy, decyzją prokuratora, zakończyło się to odmową wszczęcia śledztwa. Aktualnie pojawiły się nowe okoliczności i podjęliśmy decyzję o wznowieniu śledztwa oraz realizowaniu czynności procesowych - mówi Błaszczyk. Czy postępowanie prokuratorskie zakończy się postawieniem komukolwiek zarzutu lub ponownym umorzeniem sprawy? Na to pytanie Witold Błaszczyk nie potrafił odpowiedzieć. Powiedział, że powinno być to wiadome najwcześniej w połowie listopada. Wtedy też do tego tematu powrócimy. Michał Ostafijczuk