Spółka rozpoczęła działalność w 2008 roku. Trafiały do niej osoby pokrzywdzone zwłaszcza w wypadkach komunikacyjnych. Według ustaleń prokuratury, spółka podpisywała ze swoim klientem umowę, na podstawie której zobowiązywała się do dochodzenia odszkodowań od firmy ubezpieczeniowej. Uzyskane pieniądze miały najpierw trafiać na konto spółki i stamtąd - w ciągu trzech tygodni - być przekazywane na rachunek klienta po potrąceniu 25 proc plus VAT tej kwoty jako wynagrodzenie firmy. Jak powiedział Kopania w pierwszej połowie ub. roku do łódzkiej prokuratury zaczęły wpływać doniesienia, że firma nie wywiązuje się z umowy i nie przekazuje pieniędzy. Pod koniec maja 2012 roku Prokuratura Rejonowa Łódź-Górna wszczęła w tej sprawie śledztwo. Rzecznik zaznaczył, że już w trakcie śledztwa zdarzało się, że niektórym z tych pokrzywdzonych osób spółka zwracała pieniądze. Były to jednak jednostkowe przypadki. Jak mówił Kopania, są osoby, którym firma nie przelała żadnych pieniędzy z uzyskanych odszkodowań. Są to kwoty od kilku tysięcy złotych do nawet ponad 220 tys. zł. Podczas przesłuchania B. tłumaczył, że nie przekazał części pieniędzy, bo część z nich przeznaczona została zarówno na bieżące funkcjonowanie spółki, jak i na spłatę prywatnych zobowiązań. Firma np. posiada w leasingu ponad 30 samochodów. Kopania zwrócił uwagę, że spółka odnosiła sukcesy w odzyskiwaniu odszkodowań; wygrywała procesy cywilne, czy np. doprowadzała do podpisywania ugody. Prowadziła jednocześnie szeroką akcję reklamową, dlatego docierały do niej osoby z całej Polski. W siedzibie firmy zabezpieczono ok. 1000 segregatorów z różnymi dokumentami. Klientami spółki mogło być nawet kilka tys. osób. "Prokuratura ustala zakres przestępczej działalności B. Podejmie również działania, które mogą doprowadzić do zabezpieczenia roszczeń pokrzywdzonych" - powiedział rzecznik. Prokuratura skierowała do sądu wniosek o areszt dla podejrzanego.