Życie Józefa Szczepockiego nabrało sensu 10 lat temu. Wtedy postanowił zostać Mikołajem. - Brodę już miałem, białą i długą. Pomyślałem sobie: to pierwszy i najważniejszy znak Mikołaja. Potem kupiłem materiał i kazałem uszyć sobie piękne szaty - wspomina pan Józef. Urodził się w Radomsku i do emerytury pracował tu w służbie zdrowia, robił zdjęcia rentgenowskie w przychodni lekarskiej. Cały rok czeka na grudzień. Wtedy staje się Świętym Mikołajem. Brody nie przycina od lata, żeby wyglądała bardziej dostojnie. Zaczyna 6 grudnia. - Ubieram się w mikołajowe szaty i chodzę po ulicach. Oby w tym roku była ładna pogoda. Bo pamiętam takie zimy, kiedy zamieć hulała po ulicach. Ale czy śnieg może być przeszkodą dla Mikołaja? - śmieje się pan Józef. Pamięta jednak taki rok, gdy swą pasję przypłacił ciężkim zapaleniem oskrzeli. Ma długi czerwony płaszcz obszyty białym futerkiem, czerwone spodnie i trójkątną czapę. Nosi drewniany pastorał, który ze styliska do kosy i kawałka drewna z fabryki mebli giętych zrobili mu uczniowie radomszczańskiego zespołu szkół drzewnych. Ale najważniejsza jest torba, z którą Święty Mikołaj się nie rozstaje. Ma tam maskotki i mnóstwo słodyczy, którymi obdarowuje spotykane na ulicach dzieciaki. Odwiedza szpital, świetlice, czasem zajrzy do jakiegoś urzędu. - Mikołaj od lat przychodzi do chorych dzieci - potwierdza Małgorzata Gzik-Musiał, ordynator oddziału dziecięcego w radomszczańskim szpitalu. - Maluchy łapią gościa za brodę. Kiedy widzą, że jest prawdziwa, wierzą, że Mikołaj też jest prawdziwy. Reakcje dzieci to dla pana Józefa największa nagroda za trudy. Sam nie ma wnuków, więc postanowił uradować wszystkie dzieci i pokazać im, że Mikołaje są na świecie. - Dzieciaki biegną za mną, krzyczą. Niektóre na początku trochę się boją, bardziej śmiałe są dziewczynki - opowiada Szczepocki, który obdarowuje cukierkami nie tylko maluchy, ale i starszych radomszczan. Prezenty kupuje za własne pieniądze, uciułane z niewielkiej emerytury. Na swoje mikołajowe wydatki oszczędza przez pół roku. - Odkładam co miesiąc, bo na raz nie dałbym rady tylu pieniędzy na cukierki wydać - mówi. A o czym marzy radomszczański Mikołaj? - Może mógłby znaleźć się sponsor, który pomoże w kupowaniu słodyczy - mówi pan Józef.