Jak powiedział we wtorek przewodniczący zakładowej "Solidarności" Robert Barabasz, sytuacja płacowa w urzędzie jest "tragiczna". Pracownicy z kilkunastoletnim stażem pracy zarabiają ok. 1,2 tys. zł na rękę. Wielu z nich, w tym także doświadczonych fachowców, odchodzi z urzędu. - Pracownicy, którzy zwalniają się z urzędu, zatrudniają się zwykle w instytucjach, w których wykonują podobną pracę co w urzędzie, ale za znacznie większe pieniądze - powiedział Barabasz. Dodał, że już w niektórych wydziałach zaczyna "brakować rąk do pracy". Jako przykład podał wydział geodezji, z którego zwolniło się prawie 50 proc. zatrudnionych. - Teraz jedna pracująca tam osobę ma do załatwienia ok. 200 spraw - dodał. Według niego, zwalnianie się doświadczonych fachowców z tego wydziału może np. stanowić duże zagrożenie dla realizacji budowy dróg i autostrad. Związkowcy są przekonani, że brak podwyżek w służbie cywilnej, a co za tym idzie w urzędach wojewódzkich, to "celowe działanie rządu, który chce zmusić urzędników do opuszczenia pracy i w ten sposób ograniczyć ich liczbę". Tymczasem może to - ich zdaniem - mieć wpływ na jakość pracy tych, którzy pozostaną na swoich stanowiskach. Związkowcy uważają, że aby zapobiec "utracie wykwalifikowanej kadry" konieczne jest podniesienie wynagrodzeń w urzędzie wojewódzkim o ok. 1000 zł brutto dla każdego pracownika. Zdają sobie jednak sprawę, że w tym roku ta kwota jest nie do zrealizowania. Dlatego domagają się podwyżek płac o 500 zł brutto z wyrównaniem od 1 stycznia 2008. Termin realizacji tego postulatu wyznaczyli do 30 czerwca. Jak powiedział Barabasz, związkowcy chcą też, aby w budżecie na 2009 roku zaplanowano środki pozwalające na wzrost płac w służbie cywilnej o 15 proc. Barabasz zaznaczył, że w rezerwie budżetowej były pieniądze na podwyżki w służbie cywilnej. Jednak obawia się, że "zostały one wykorzystane na podwyżki dla celników i pracowników urzędów skarbowych". - W przypadku braku realizacji postulatów zapowiadamy przeprowadzenie akcji protestacyjnej - zapowiedział. Nie chciał jednak zdradzić, na czym miałby polegać protest. Przypomniał tylko, że pracownicy urzędu wojewódzkiego nie mogą strajkować. - Ale możemy np. wziąć urlopy na żądanie czy prowadzić tzw. strajk włoski - dodał. Zaznaczył, że na wynik "akcji w Łodzi" czekają pracownicy innych urzędów wojewódzkich w kraju. Zastępca dyr. gabinetu wojewody łódzkiego Marcin Szmaja potwierdził, że stanowisko związkowców trafiło do Jolanty Chełmińskiej. - Pani wojewoda zapoznała się z pismem. Obiecała przekazać je do Kancelarii Premiera oraz ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji - powiedział.