Polki rodzą niemal najmniej dzieci w Europie, na jedną przypada średnio 1,12 dziecka, podczas gdy prostą zastępowalność pokoleń zapewnia wskaźnik 2,11. Jako społeczeństwo szybko się starzejemy, pustoszeją i zamykane są szkoły, na naszym terenie prawie każdej gminie wystarcza już tylko jedno gimnazjum. Ubywa klientów sklepom. To efekt splotu wielu przyczyn, ale że do podstawowych należy faktyczna dyskryminacja podatkowa osób decydujących się wychowywać więcej dzieci, ba: decydujących się w ogóle na ich posiadanie. Samorządy lokalne nie zmienią zasad płacenia podatku dochodowego, ale mogą zrobić wiele dla realnego wspomożenia rodzin wielodzietnych - a robiąc cokolwiek zmienią społeczne nastawienie do rodzin z trójką, czwórką, piątką dzieci. Z tego założenia wychodzi Janusz Kukieła, łowiczanin, znany z działalności w stowarzyszeniu Wektor, wspomagającym uczące się dzieci. Sam ojciec czwórki: Kacpra (19lat), Kajtka (17), Kasi (11) i Krzysia (9), zna z autopsji radości i troski dużych rodzin. - I jako tata na każdym kroku widzę potrzebę pomocy takim rodzinom - mówi. Dlatego we wrześniu złożył burmistrzowi Łowicza projekt stworzenia łowickiej "Karty Dużej Rodziny 3+". Karta taka funkcjonuje już w kilku miastach, m.in. wprowadzono ją decyzją radnych w Grodzisku Mazowieckim i w Tychach, podobne działania podjęły już Wrocław i Poznań. Karta, wydawana przez ratusz, jest dokumentem stwierdzającym, że jej posiadacz jest członkiem rodziny wielodzietnej, z trójką lub więcej dzieci - i uprawniającym do zniżkowego lub zgoła darmowego korzystania z usług instytucji samorządowych - takich jak komunikacja miejska, domy kultury, czy ośrodki sportu. W bliskim nam Grodzisku Mazowieckim Karta Dużej Rodziny 3+ uprawnia do 50 proc. zniżki przy wejściu na basen i do kina i do bezpłatnych zajęć w domu kultury, a rodziny z 4 i więcej dzieci gratis korzystają z komunikacji publicznej na terenie gminy. Jak odnaleźć wszystkie rodziny wielodzietne w mieście czy w gminie, jaką formę - elektroniczną czy inną - nadać karcie, jakie inne prawa w niej jeszcze zagwarantować - jest do dyskusji. Zdaniem Janusza Kukieły bezdyskusyjne jest natomiast to, że rodzinom wielodzietnym należy się wsparcie. To oni płacą VAT Nie brak w Polsce osób negujących takie stawianie sprawy. Leszek Balcerowicz, gdy tylko zaczął się światowy kryzys, nawoływał, w ramach oszczędności budżetowych, do likwidacji, nawet tak szczątkowych u nas, podatkowych ulg rodzinnych. Dynamiczni, dobrze zarabiający, niezależni finansowo też niechętni są jakimkolwiek obciążeniom "na innych". Dyrektor łowickiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Marek Dziedziula dostrzega, że rodzina wielodzietna jest traktowana jako potencjalny wyciągacz pieniędzy od państwa nawet przez ustawodawcę: jak wyliczył, we wniosku o zasiłek rodzinny aż 3 razy pisze się o możliwej odpowiedzialności karnej za niezgodne z prawdą deklaracje. Tymczasem wśród 2400 rodzin pobierających świadczenia rodzinne z kierowanego przezeń ośrodka, tylko ok. 300 jest takich, gdzie jest 3 i więcej dzieci. Nie brak też tych, którzy wielodzietnych widzą jako rodziny z marginesu, patologiczne, zżerane przez alkohol i zagrożone domową przemocą. Gardzą nimi bądź wyśmiewają się z nich, że nie potrafiły się "zabezpieczyć". Tymczasem, choć są wśród rodzin wielodzietnych rodziny patologiczne, to nie one stanowią ich większość. Rodziny wielodzietne stanowią w Polsce 17 proc. rodzin w ogóle - zaiste gigantyczny byłby to "margines". Co więcej: w rodzinach wielodzietnych wychowuje się co trzecie polskie dziecko! I choćby dlatego nie można ich na margines spychać. A według Związku Dużych Rodzin Trzy Plus - ogólnopolskiego stowarzyszenia reprezentującego to środowisko - wśród rodzin wielodzietnych wzrasta liczba rodziców z wyższym i średnim wykształceniem. Aktualnie średnia wykształcenia rodziców rodzin wielodzietnych jest wyższa niż w innych rodzinach. No i to rodziny wielodzietne ratują co rok budżet państwa - przez sam fakt, że są. Bo to rodzice dzieci z tych rodzin muszą kupić więcej jedzenia, ubrań, czy środków czystości - płacąc tym samym więcej VAT. Kosztowne wyjście do kina Pierwsze lata z małymi dziećmi to w licznej rodzinie trud nocnego wstawania, ale finansowo jeszcze można sobie radzić, bo jedno po drugim może wiele znosić. - Że to jest wydatek, zaczyna być widoczne już w przedszkolu, a staje się wyraźne od pójścia do szkoły - mówi Janusz Kukieła. - Chcą już mieć lepsze ciuchy, nie chcą nosić po starszym bracie. Bardzo dużo kosztują też podręczniki, sierpień to czas ogromnych wydatków, trzeba się do tego przygotować. Podobnym sporym wydatkiem jest wyjście całą rodziną do kina. Różnie szacuje się koszt wychowania dziecka w rodzinie - bo też zależy, czy usamodzielnia się ono w wieku lat 18 czy 25 i czy spędza młodość w Warszawie - czy np. w Łowiczu. Marek Dziedziela, sam też wychowujący z żoną 4 dzieci, jest zdania, że liczby mówiące o kilkuset tysiącach są wzięte z chmur - albo z warszawskich kalkulacji i równie warszawskich aspiracji. Ale 150 tysięcy, przewijające się w tych szacunkach jako kwota minimalna, to i tak dużo. Państwo Kukiełowie mają 50-metrowe mieszkanie. Pracują zawodowo oboje, mają świadomość, że gdyby pracowało tylko jedno z nich, byłoby im ciężko. Ale i tak - jak mówi Janusz Kukieła - "trzeba liczyć". W domu dużo pomaga jego mama, która codziennie gotuje. Dzięki temu wracając ze szkoły dzieci mają zapewniony od razu ciepły posiłek. Mimo niewielkiego mieszkania i tego, że jest ich tak sporo, nie przeszkadzają sobie. Przeciwnie: jest w powietrzu to coś, dzięki czemu chce się żyć. Niepowtarzalne relacje Bo gdy u Kukiełów Krzysio zachorował na cukrzycę, dzieci nauczyły się pilnować go, by na czas wstrzykiwał sobie insulinę, wyręczając od tego pilnowania rodziców. Bo starsi młodszych uczą u nich gry na gitarze i wspólnie śpiewają. Bo wieczorem mogą czasem usiąść razem i pogadać. Bo młodsze dzieci są dumne, że mają starszych braci. Bo u Dziedzielów najstarszy Łukasz jest zadowolony, gdy może zawieźć najmłodszą siostrę na rehabilitację i że ją przy okazji zaprosi na pizzę. A Weronice nie chciałoby się pewnie wykonywać śmiesznego, skleconego z tego co było pod ręką pomnika Kościuszki, który ustawiła pod domem, gdyby nie miała widza w swej siostrze Marcie. Bo gdy w Alejach pobito Grześka, Adam chciał biec i sam ścigać sprawców, a gdy Marcelina ma na głowie jakieś ważne sprawy harcerskie, to wie, że Grześka to zainteresuje i że jego o wiele może zapytać. Bo gdy przy stole zasiada 6 osób, wiadomo, że to jest to najważniejsze miejsce. Niekoniecznie najspokojniejsze, nie zawsze pozbawione zmartwień - ale pełne życia. Nasz mikrokosmos. - Te relacje rodzinne są niepowtarzalne - mówi Marek Dziedziela - tylko że jako społeczeństwo daliśmy sobie wmówić, że nie warto. Aby to był powód do dumy Więc Janusz Kukieła chce przekonywać, iż warto. Bo w jego zamyśle Karta Dużej Rodziny 3+ ma być nie tylko przepustką do zniżek na pływalni, w kinie czy w autobusie. One są, oczywiście, materialną esencją projektu. - Gdyby rodzice mieli tańszy bilet wstępu, łatwiej by im było pójść na pływalnię z dziećmi - mówi. Ale Karta służyłaby też promowaniu pozytywnego podejścia do posiadania wielu dzieci. - By nie bać się dzieci, by wiedzieć, że to jest dobre, że to w ogólnym rozrachunku przynosi pozytywy. A obecnie tak nie jest. Jak mówi Marek Dziedziela, przychodzą nieraz do niego ludzie przerażeni, spanikowani tym, że w rodzinie ma się pojawić dziecko. Przyszłe matki przeżywają irracjonalne lęki przed macierzyństwem. - Wmówiono kobietom, że praca zawodowa jest czymś lepszym, niż wychowywanie dzieci. Straszy się przyszłych rodziców, że nie będzie ich stać na mieszkanie czy samochód. Zniknął gdzieś spokój, że jak są dzieci, to wszystko będzie dobrze - a takie zaufanie winno być naturalne. Zawsze się przecież jakieś rozwiązania znajdą. - Narodziny Chrystusa też były przecież zupełnie nieoczekiwane, nieprzygotowane - mówi Dziedziela. On odwołuje się akurat do doświadczenia wiary, ale można się odwołać przecież także do psychologii: do metamorfozy, jaką przechodzi rodzic, gdy pojawia się dziecko. Karat ma pokazywać wszystkim wokół: jesteśmy, nie boimy się, jesteśmy dumni. Kukieła liczy na więc też na to, że Karta pomoże likwidować utarte, a fałszywe przekonanie, jakoby wielodzietność była nierozerwalnie związana z rodzinami patologicznymi. Takie myślenie jest krzywdzące dla wszystkich, którzy mają przynajmniej 3 dzieci. Gdy spojrzeć na wartości, jakie wiążą się z życiem w dużej rodzinie, to widać, że jest to cenny model, tak dla dzieci w tych rodzinach wzrastających, jak i dla społeczeństwa. Dlatego inicjator projektu chce, by Karta Dużych Rodzin 3+ była wręczana uprawnionym do niej uroczyście, w ratuszu, przez burmistrza. - Nie zrzucać tego na MOPS, to nie może się kojarzyć z opieką społeczną - mówi. Zdaje sobie sprawę, że na szczeblu samorządu gminy czy miasta można zrobić niewiele, ale lepiej tyle, niż nic. Tym bardziej, że za przykładem ratusza mogłyby pójść inne, niezależne firmy czy stowarzyszenia. Na przykład zniżki dla rodzin wielodzietnych mógłby przecież zaoferować Pelikan, muzea w Łowiczu czy w Nieborowie, szansę na kształtowanie pozytywnego wizerunku firmy mógłby w akceptowaniu karty dostrzec biznes. To nie są mrzonki. W Hiszpanii, jak mówi Kukieła, karty dużych rodzin są wszechobecne - i honorowane. Ich okaziciele mogą liczyć np. na korzystne rozłożenie rat w bankach czy na upusty przy zakupie dużych samochodów. Inicjatywa Janusza Kukieły to początek drogi. - Efektów nie będzie widać od razu - przestrzega ona sam - ale po jakimś czasie będą na pewno. Ważne, by burmistrz, radni i wójtowie gmin na tę drogę weszli. Lokalne społeczności na tym więcej zyskają, niż to nas będzie kosztowało. Wojciech Waligórski