Mamy nową, świecką tradycję: dziś każdy może nagrać. Każdego. Nie wiadomo, kiedy i po co takie nagranie może się przydać, w jakim celu, a raczej, przeciwko komu będzie je można wykorzystać. Nagrywający mają bardzo ułatwione zadanie, bo jak to określił nagrany przez Zbigniewa Ziobro Andrzej Lepper "postęp poszedł do przodu". Dzisiaj nagrać można przy pomocy zwykłego telefonu komórkowego. Wystarczy być w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. No i oczywiście mieć telefon z funkcją nagrywania, ewentualnie dyktafon, nazywany przez jednego z ministrów "gwoździem do politycznej trumny innego z ministrów". Polskie nagrania Nagrywanie jednych przez drugich nie jest oczywiście w Polsce czymś zupełnie nowym. Peerelowska bezpieka inwigilowała, werbowała, a często także łamała właśnie przez nagrywanie. Jerzy Warzocha, były wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej "Solidarności" w piotrkowskiej "Piomie", wspomina: - Dobrze pamiętam radnego poprzedniej kadencji Zbigniewa L., zresztą mojego kolegę ze szkoły podstawowej, który mimo że był funkcjonariuszem, przychodził na współorganizowane przez nas msze za ojczyznę w kościele Jezuitów i nagrywał kazania, a jak się udało, to pewnie i nasze prywatne rozmowy... Były radny i były funkcjonariusz SB z całą pewnością nie był wyjątkiem - w podobny sposób postępowało wielu innych. A sam Zbigniew L. został później pracownikiem piotrkowskiej telewizji, gdzie znów miał do czynienia z taśmami i nagrywaniem. Kilka lat temu po Piotrkowie krążyła plotka, że trzeba bardzo uważać, rozmawiając z innym radnym, bo ten każdą rozmowę nagrywa i później... mogą być kłopoty, jeśli powiedziało się za dużo. Eugeniusz Czajkowski tłumaczy dziś, że plotka przerosła rzeczywistość. - Nagrywać - nagrywałem, korzystając z dyktafonu, ale tylko w czasie sesji i komisji Rady Miasta! I nie nagrywałem całych sesji, a jedynie te momenty, w których sam występowałem, albo które mnie dotyczyły, gdyż chciałem mieć nagrane to wszystko, żeby nikt mi potem nie zarzucił, że powiedziałem coś, czego nie powiedziałem. Rozmów prywatnych, jak twierdzi, nie nagrywał, bo zwyczajnie nie miał powodów, aby to robić. - A nawet jeśli, to uprzedzałem: teraz nagrywam. Tak więc ci, którzy byli przeze mnie nagrywani, dobrze o tym wiedzieli. Polityka dziś taka, że każdy na każdego może mieć haka Eugeniusz Czajkowski przekonuje, że z nagranych przez siebie rozmów nie stworzył osobistego archiwum, bo cena taśm jest zbyt wysoka, oraz że szukanie haków na kogoś nie leży w jego naturze. - Haki są modne obecnie, wśród władzy - tam każdy na każdego coś ma. A ja nawet jako policjant, czy milicjant, nie szukałem haków, tylko dowodów na popełnienie przestępstwa, a to ogromna różnica. Zresztą - czy gdybym, jak głosiła plotka, rzeczywiście nagrywał rozmowy prywatne i w jakiś sposób je próbował wykorzystywać, to czy ktoś chciałby mnie jeszcze znać i napić się piwa? A zapewniam, że jest inaczej... Nie wiemy czy piwo z byłym radnym Czajkowskim popija obecny radny Jan Dziemdziora, ale wiemy, że ten ostatni od 9 lat, jak mówi, utrwala zdarzenia z miasta i regionu. Utrwala głównie przy pomocy kamery i aparatu fotograficznego. Amator z filmu Kieślowskiego Dlaczego? Czyżby był zafascynowany bohaterem filmu "Amator" Krzysztofa Kieślowskiego, który rejestrował szare życie swojego peerelowskiego zakładu pracy? - Niekoniecznie. Robię to dla własnych potrzeb i dla potrzeb mojej organizacji, czyli SLD. Moje nagrywanie nie ma celów operacyjnych, bo takie przyświecają jedynie stosownym służbom. Rejestruję partyjne uroczystości, rocznice, 1 Maja, 22 Lipca, zebrania, wydarzenia społeczno-polityczne itd.