Jak powiedział w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania, do tragedii doszło po godz. 21.30; 49-letni policjant miał pełnić służbę do godz. 22. Wcześniej poprosił dyżurnego o wydanie służbowej broni, bo - jak twierdził - chciał ją wyczyścić, ponieważ nie zrobił tego po ostatnim strzelaniu. Po wzięciu pistoletu wrócił do swojego pokoju. Po godz. 22. pod budynek komendy przyjechała żona funkcjonariusza, która miała odebrać go z pracy. Próbowała się do niego dodzwonić, ale mężczyzna nie odbierał telefonu. Zaniepokojona powiadomiła o tym dyżurnego. Ten wraz z innym policjantem poszli do pokoju 49-latka. Tam znaleźli zwłoki swojego kolegi z raną postrzałową głowy. Jak powiedział Kopania, z relacji policjantów wynika, że nie słyszeli odgłosu strzału. Dodał, że ze wstępnych oględzin wynika, że "rana od wlotu pocisku znajdowała się na karku". Na biurku policjanta znaleziono przedmioty, które mogły służyć do czyszczenia broni. Były też dwa magazynki z nabojami. W jednym z nich brakowało jednego pocisku. Nie znaleziono natomiast żadnego listu pożegnalnego czy tez innej korespondencji, która mogłyby tłumaczyć motywy działania funkcjonariusza. Jak powiedział Kopania, według wstępnych ustaleń prawdopodobnie było to samobójstwo. - Na końcowe ustalenia musimy jednak jeszcze poczekać - zaznaczył. Mężczyzna pracował w policji 18 lat.