Samochody służbowe - zarówno oznakowane jak i nieoznakowane radiowozy - miały podwozić rano do pracy komendanta powiatowego policji w Opocznie. Także żona komendanta miała być podwożona radiowozem do pracy w oddalonym o niemal 40 km Piotrkowie Trybunalskim. Sprawę ujawnili kilka dni temu dziennikarze TVN24. Jak powiedziała w niedzielę rzeczniczka KWP w Łodzi podinsp. Joanna Kącka, komendant wojewódzki polecił wszcząć w tej sprawie postępowanie wyjaśniające, które prowadzi wydział kontroli. Przyznała, że dziennikarze pokazali komendantowi w Opocznie dokumenty filmowe i fotograficzne wskazujące na wykorzystywanie przez niego samochodów do celów innych, niż służbowe. - Jesteśmy na etapie wystąpienia do redakcji o udostępnienie pełnego materiału, którym dysponowali dziennikarze. Oprócz tego prowadzimy własne ustalenia, mamy potwierdzone pewne zdarzenia i na tej podstawie będzie podjęta decyzja o ewentualnych konsekwencjach wyciąganych wobec komendanta - powiedziała Kącka. Zaznaczyła, że policyjne przepisy odnoszą się do sytuacji wykorzystania pojazdu służbowego do celów innych, niż służbowe. Według niej, istnieją takie możliwości, ale odbywa się to w uzasadnionych przypadkach i na określonych zasadach określających m.in. sposób pokrycia kosztów. Przyznała, że wstępnie potwierdzone już zostały sytuacje związane z podwożeniem rano komendanta radiowozami do jednostki (opoczyński komendant mieszka w internacie oddalonym o niespełna kilometr od komendy). Nie były to jednak codzienne kursy - zaznaczyła. Zdaniem Kąckiej, takie sytuacje mogą mieć miejsce, ale w określonych przypadkach np. gdy nastąpi jakieś nagłe wydarzenie. Według rzeczniczki, w tej sytuacji opoczyński komendant może być zobowiązany do zapłacenia kosztów związanych z tymi kursami, zwiększonych o 100 proc., bo tak mówią wewnętrzne policyjne przepisy. Wstępnie ustalono, że kilkakrotnie także żona komendanta jechała w radiowozie, który jechał do Piotrkowa Tryb. - Wyjaśniamy tę sprawę - dodała. Podkreśliła, że sprawa badana jest także pod kątem konsekwencji dyscyplinarnych związanych z naruszeniem szeroko pojętej etyki zawodowej. Szef opoczyńskiej komendy insp. Janusz Myga przyznał w rozmowie, że czasami zdarzało się, iż prosił, aby rano podjechał po niego do internatu, gdzie wynajmuje pokój, wolny radiowóz, który patrolował ten teren. Według niego, zdarzało się to wtedy, gdy miał ze sobą np. służbowego laptopa, na którym popołudniami pracował. - Te względy czasami skłaniały mnie do takiego zachowania. Wydawało mi się, że - ze względu na niewielką odległość do komendy - nie ma w tym nic niestosownego. Może przy bliższemu przyjrzeniu się temu, można by dopatrzeć się jakiejś niestosowności - dodał komendant. Przyznał także, że było kilka przypadków, iż przy okazji służbowych wyjazdów nieoznakowanych radiowozów do Łodzi w sprawach np. zaopatrzenia w materiały biurowe, "przy okazji" zabierała się do Piotrkowa Tryb. jego żona. Zapewnia, że nie chodziło wyłącznie o to, żeby dowieźć jego żonę do miejsca pracy. - Nie były to celowe kursy, tylko przy okazji zaplanowanych wcześniej służbowych wyjazdów do Łodzi. Kilka razy takie sytuacje mogły się zdarzyć. Nie jest mi z tym przyjemnie i już zweryfikowałem swoją postawę w tym zakresie, ale fakt jest faktem - powiedział. Zapewnił, że złożył już wyjaśnienia i zadeklarował, że jeżeli kontrolujący doszliby do wniosku, że naruszył przepisy wewnętrzne, to poniesie konsekwencje finansowe z tym związane.