11 lat temu państwo Rudniccy rodowici Piotrkowianie od 30 lat mieszkający w USA adoptowali Kasię i Karolinę. Kasia miała wtedy 6 lat a jej siostra 12 i od trzech lat przebywały w Domu Dziecka w Tomaszowie Mazowieckim. Marzyły o prawdziwym domu. - Państwo Rudniccy zgłosili się do ośrodka z zamiarem przysposobienia dziewczynek, mimo iż posiadali już czworo własnych dzieci. Mieli chłopców i marzyli jeszcze o córkach. Poza tym, że pragnęli spełnić swoje pragnienia, kierowały nimi pobudki altruistyczne, chcieli pomóc dzieciom - mówi dyrektor Ośrodka Adopcyjno - Opiekuńczego w Piotrkowie Trybunalskim Zofia Cieślik. - Poza tym, mimo że Houston jest ich domem urodzili się w Piotrkowie i z tym miastem są bardzo silnie związani. Chcieli, aby ich nowe córki pochodziły z tego regionu. Tak się szczęśliwie złożyło, że Kasia i Karolina były zgłoszone do naszego banku i miały uregulowaną sytuację - mówi Zofia Cieślik. Po dziewięciu miesiącach "walki z papierami", przylotów do Polski, stopniowego poznawania synów państwa Rudnickich z ich przyszłymi siostrami dziewczyny zamieszkały w Houston razem ze swoimi nowymi rodzicami i braćmi. Tworzą szczęśliwą rodzinę. - Pierwsze dziecko urodziłam w Polsce w '74 roku. Potem razem z mężem postanowiliśmy wyjechać "za chlebem" do USA. Tam urodzili się moi następni synowie. Po przyjściu na świat naszego najmłodszego syna okazało się, że nie możemy mieć więcej dzieci. Marzyliśmy, by mieć także córki. Pewnego dnia z całą rodziną oglądaliśmy program o adopcji. Jeden z synów zaproponował : "Mamuś, kupmy sobie siostrzyczki". Od tego czasu temat adopcji pozostał w naszych głowach - opowiada Marzena Rudnicka. Kasia i Karolina mają jeszcze jedną siostrę Mariolę, którą wychowywała babcia. Siostry wiedziały o swoim istnieniu, ale do tej pory nie miały ze sobą kontaktu. Siostry połączył pomnik biologicznej matki, który był głównym powodem przyjazdu Kasi i jej mamy do Polski. Nie mogły być na pogrzebie, ale ważne są więzi rodzinne i szacunek. Pomnik miał być tego symbolem. Biologiczna matka dziewczynek bardzo ciężko chorowała, do ostatnich dni przebywała w domu pomocy społecznej. W maju ubiegłego roku zmarła. - Rodzina Rudnickich zamierzała przyjechać na ostatnie pożegnanie, jednak nie było takiej możliwości. Pogrzeb musiał odbyć się w szybkim czasie. Uczestniczyłam w tej uroczystości w ich imieniu, złożyłam wieniec od dziewczynek. Tam spotkałam Mariolę, siostrę o rok starszą od Kasi - mówi Cieślik. Dzień pogrzebu był przełomowy. Po tym wydarzeniu dziewczyny zaczęły się ze sobą kontaktować. Mariola nigdy nie była w Domu Dziecka. Matka biologicznego ojca była jej rodziną zastępczą. Razem z babcią mieszkała w Ujeździe koło Tomaszowa. Kilka dni temu Kasia z mamą przyjechały do Polski, by zająć się grobem jej biologicznej matki. - Zamówiły pomnik , który już jest gotowy. Granitowy, z pięknym epitafium - mówi pani Rudnicka.