Tragedia rozegrała się w nocy z soboty na niedzielę w budynku przy ulicy Tymienieckiego w Łodzi, gdzie w dawnej fabryce urządzono mieszkania, tzw. lofty. Policja znalazła dwa ciała - Policja została powiadomiona o odnalezieniu w korytarzach budynku dwóch zakrwawionych osób - 34-latka i 30-latki. Jak się okazało, na pierwszej kondygnacji, w pobliżu windy leżała zakrwawiona kobieta. Podjęta próba jej reanimacji była bezskuteczna. Piętro wyżej natomiast, nieopodal mieszkania, w którym doszło do zdarzenia, znaleziono ciało mężczyzny - relacjonował Kopania. - Na ciele obu ofiar ujawniono bardzo liczne rany. Zarówno w mieszkaniu, jak i na zewnątrz, widoczne były ślady krwi. Zabezpieczono nóż kuchenny - prawdopodobne narzędzie zbrodni. W lokalu znaleziono butelki po alkoholu i prawdopodobnie substancje psychotropowe - zaznaczył. 35-latek dobijał się do drzwi kościoła W niedzielę nad ranem na ulicy Piotrkowskiej policjanci zwrócił uwagę na dobijającego się do jednego z kościołów mężczyznę. - Był bardzo pobudzony, nie miał na sobie kurtki. Kontakt z nim był praktycznie niemożliwy. Na jego ciele i odzieży ujawniono ślady krwi - poinformował Kopania. - Mężczyzna przewieziony został do pobliskiego szpitala, gdzie stwierdzono, że znajduje się pod wpływem środków odurzających. Po odtruciu został zatrzymany - podkreślił. - Stwierdzono, że to 35-latek, który w sobotę w godzinach południowych wynajął mieszkanie, w którym doszło do tragedii - podał. - Po południu w sobotę 30-latka, 34-latek i 35-latek, samochodem kobiety przyjechali na ulicę Tymienieckiego, zajmując wynajęty na jedną dobę lokal - opisywał rzecznik. - Od tego czasu praktycznie cały czas tam pozostawali. Tylko raz mężczyźni udali się na pobliską stację benzynową, gdzie zakupili alkohol, a następnie wrócili - tłumaczył. 35-latek przyznał się do winy. "Usłyszał głosy i zobaczył demony" - Mężczyźni znali się już od dawna, natomiast rok wcześniej 35-latek poznał kobietę, z którą następnie w trójkę przyjechali do Łodzi z jednego z miast województwa łódzkiego - wyjaśnił. 35-latek przyznał się do popełnienia zarzucanych mu zbrodni. - Z jego wyjaśnień wynika, iż nie pamięta samego momentu ataku. Potwierdził, że wynajął mieszkanie, w którym ze znajomymi spożywali piwo i zażywali środki odurzające. Jak twierdzi w pewnym momencie "usłyszał głosy i zobaczył demony - zaczął z nimi walczyć". Następnie wybiegł z mieszkania. W poniedziałek prokuratura widzewska wystąpiła do sądu o tymczasowe aresztowanie podejrzanego - podsumował prokurator Kopania.