Nikt nie zna przyczyn ani motywów działania tego człowieka. - Przecież wszystko u nich było w porządku, nie wiemy, dlaczego to zrobił - mówią osoby z jego najbliższego otoczenia. Poniedziałek, 15 października godzina 16:05. Po niewielkim, drewnianym domku pozostały tylko resztki czarnych od dymu i ognia okopconych ścian. Strażacy walczący jeszcze z resztkami tlącego się ognia i ludzie, którzy przyglądali się akcji ratowniczej. Na podwórku, koło drewnianej szopy, w otoczeniu kilku policjantów leży czarny worek, a w nim... nieżyjący mężczyzna. - Jeszcze pół godziny przed pożarem siedział na ławce przed domem, rozmawiał ze znajomymi przechodniami, palił papierosa - mówi jedna z osób. Radny Orzechowski z Lubienia, robiąc zakupy w pobliskim sklepie, pierwszy zobaczył pożar i natychmiast zatelefonował po straż pożarną. Pierwsi przyjechali miejscowi. W grupie zszokowanych mieszkańców wsi jest pani sołtys. To ona była jedną z pierwszych osób, które wezwały pomoc. - Nie bałam się, pobiegłam na podwórko, interweniowałam. Szybko zadzwoniłam po pogotowie, bo wszyscy myśleli, że on jest w środku, w płonącym domu. Po kilku minutach jedna z sąsiadek mówi, żeby szukać go po komórkach, bo być może tam schował się przed pożarem. Otwieraliśmy jedne drzwi, drugie, trzecie. Znaleźliśmy go - relacjonuje pani sołtys Lubienia. Jak wynika z jej relacji, jeden ze strażaków odciął sznurek. Mężczyzna już nie oddychał. Pogotowie, które pojawiło się chwilę później, stwierdziło zgon. - Nie wiem, dlaczego to zrobił - mówi pani sołtys. - Być może coś zapaliło się w środku... On zobaczył, co się dzieje... Jakiś szok. Przestraszył się, że traci cały dobytek - snuje przypuszczenia. A przecież wystarczyło krzyknąć. Ludzie od razu by zareagowali, pomogli. Nikt z sąsiadów i ludzi, którzy znali pana Stanisława bliżej, nie chce wierzyć, że mógł podpalić swój dom celowo. Razem z żoną, którą poślubił trzy lata temu, wyremontowali sobie ten niewielki, drewniany domek. - Założyli sobie centralne ogrzewanie, ocieplili, zbudowali łazienkę, wymienili okna na plastikowe, kupili nowe meble. Pięknie sobie urządzili, włożyli w ten remont bardzo dużo pracy. Byłam u nich niedawno, żona Stanisława tak cieszyła się z nowo odrestaurowanego domu, pokazywała mi meble, oprowadzała - mówi sołtyska drżącym głosem. Sąsiedzi zgodnie zaprzeczają jakoby pan Stanisław miał jakieś problemy, z którymi nie byłby w stanie sobie poradzić. Trzy lata temu przestał być kawalerem.