Władze Łodzi wydały takie polecenie w reakcji na tragiczną historię niespełna trzymiesięcznej Nadii. Łódzki sąd aresztował właśnie jej rodziców - są oni podejrzani o zabójstwo córki. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci dziewczynki były rozległe obrażenia głowy. 19-letniej matce i 26-letniemu ojcu grozi dożywocie. Rodzina była pod opieką łódzkiego MOPS-u, jego pracownik dwukrotnie odwiedzał dom dziewczynki i nie zauważył, że była maltretowana. Nadzwyczajnej kontroli w tej instytucji jednak nie będzie. - MOPS jest w sposób zaplanowany, kontrolowany permanentnie i nieustannie - przekonuje wiceprezydent Piątkowski. Podkreśla, że nie ma żadnych sygnałów, by doszło do jakiegokolwiek zaniedbania czy błędu pracownika socjalnego. - Ale nie jest też tak, że pracownicy socjalni czy kierownicy nie wyciągają wniosków z takich sytuacji. Na tej bazie właśnie podjęliśmy decyzję, że będziemy przyglądać się wszystkim dzieciom do 6. roku życia, które są w orbicie zainteresowania MOPS. Musimy jednak mieć świadomość, że Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej nie dotrze do wszystkich rodzin, nie dotrze do każdego domu - mówi wiceprezydent. Matka twierdzi, że dobrze opiekowała się Nadią Według śledczych, Arkadiusz A. potwierdził podczas przesłuchania, że zdarzało mu się stosować przemoc, żeby uciszyć niemowlę. Z jego wyjaśnień wynika, że w weekend jednego dnia uderzył dziecko otwartą dłonią w głowę, a następnego - pięścią w głowę. Mówił także, że widział na ciele dziecka obrażenia, których on sam nie spowodował. 19-letnia matka podczas przesłuchania nie przyznała się do winy. Z relacji świadków wynika natomiast, że nie radziła sobie z wychowaniem dziecka, podobno zdarzało się, że mówiła, że lepiej by było, gdyby w ogóle nie urodziła Nadii. W miniony weekend miała także powiedzieć, że nie pójdą z córką do lekarza, bo wyszłoby na jaw, że dziecko zostało pobite. Sama 19-latka utrzymuje, że dobrze opiekowała się dzieckiem. W rozmowie ze śledczymi przyznała, że widziała, że jej konkubent ma skłonności do bicia córki - twierdziła, że rozmawiała z nim na ten temat. Podejrzana utrzymuje też, że nie poszła z dzieckiem do lekarza, bo myślała, że sińce są niegroźne i smarowała jej kremem. Krwiaki i obrzęk mózgu, złamane żebra, siniaki Wstępne wyniki sekcji zwłok dziecka wskazują, że przyczyną śmierci Nadii były rozległe obrażenia głowy - krwiaki i obrzęk mózgu. Na jej głowie i twarzy stwierdzono też zasinienia, które mogły powstać nawet na kilka dni przed śmiercią. U dziewczynki stwierdzono także złamania aż sześciu żeber, które noszą cechy gojenia. Są to obrażenia charakterystyczne dla ściskania klatki piersiowej poprzez potrząsanie dziecka - informował rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. O śmierci niespełna trzymiesięcznej Nadii w mieszkaniu przy ul. Rewolucji 1905 r. w centrum Łodzi pogotowie ratunkowe zostało powiadomione przez jedno z rodziców w poniedziałek rano. Na twarzy dziewczynki ratownicy zauważyli zasinienia, wezwali policję i prokuratora. Przybyły na miejsce lekarz nie wykluczył, że dziecko zmarło w nocy - kilka godzin przed przyjazdem pogotowia. Jak ustalono, przed wezwaniem karetki rodzice kontaktowali się z położną, która poleciła im wezwać ratowników. W śledztwie wyszło również na jaw, że kiedy rodzice stwierdzili, że dziecko nie żyje, próbowali ogrzać jego zimne ciało grzejnikiem. Agnieszka Wyderka Edyta Bieńczak