Uczestnicy pikiety trzymali transparenty informujące m.in., że po 32 latach pracy zarabiają 980 zł. Pytali się na nich o zapowiadany "cud". "Czekamy na cud, bo dosięga nas głód" - napisali na jednym z transparentów. Na kolejnych można było przeczytać - "obiecanki, cacanki, cuda-wianki dla śmietanki, a dla oświaty baty" albo "bogatym daliście, biednym zabraliście". Pikietujący skrytykowali również władze miasta oraz PO i PiS, których obwiniają za niskie zarobki. - Prezydent wojażuje, a obsługa i administracja przedszkoli głoduje - napisali na jednym z transparentów. Prezes okręgu łódzkiego Związku Nauczycielstwa Polskiego Marek Ćwiek alarmował, że łódzka oświata jest "w okresie zapaści", a pracownicy administracji i obsługi są bardzo ważnym "ogniwem" w placówkach. Pikietujący przygotowali dla władz miasta petycje, w której domagają się podwyżek wynagrodzeń dla pracowników niepedagogicznych na poziomie co najmniej 10 proc. oraz wzrostu płac do poziomu wynagrodzenia minimalnego tj. do 1126 zł. Delegacja protestujących, weszła na salę obrad, gdzie odbywało się posiedzenie komisji edukacji i zostawiła radnym nie tylko petycję, ale również pudło ze śmieciami symbolizujące sytuację w oświacie oraz fartuszek dla prezydenta, aby "nie pobrudził się przy podpisywaniu podwyżek". Radni obiecali, że przyjrzą się petycji. Protestujący nie spotkali się natomiast z władzami miasta. Na spotkanie z nimi wyszedł dyrektor wydziału edukacji Jacek Człapiński. Organizatorzy pikiety, ZNP, zapowiedzieli, iż w przypadku niespełnienia ich żądań zaostrzą protest.