Atrakcyjna blondynka w kasku ze znawstwem wydaje polecenia dziesiątkom doświadczonych budowlańców. A oni bez mrugnięcia okiem je wykonują. I żaden nawet nie piśnie, że musi słuchać "baby". - Marzena to fajny kumpel z pracy i kompetentny przełożony - mówią zgodnym chórem. - Nie jestem tu jedynym kierownikiem - zaznacza Marzena Szczepaniak. - Ale bezsprzecznie jedyną kobietą. Uwaga! Kobieta idzie - Gdy kończyłam budownictwo na Politechnice Wrocławskiej na roku było czterysta pięćdziesiąt osób, z tego zaledwie jedna trzecia dziewczyn. Większość widziała swoją przyszłość w biurach projektowych - opowiada Marzena Szczepaniak. Jednak sama inaczej zaplanowała karierę. - Od razu wiedziałam, że chcę iść na budowę. Może kiedyś wyląduję w biurze projektowym, ale najpierw chciałam zobaczyć jak to, co się tam rysuje, przekłada się na rzeczywistość - opowiada. Był jeszcze jeden powód... - Chciałam pracować wśród facetów - dodaje z uśmiechem. - Praca z nimi jest bardziej konkretna, dzięki czemu łatwiej być ich przełożonym. Zawsze też chciałam zarządzać pracą grupy ludzi, organizować ją. Na razie z powodzeniem udaje się realizować plany. Gigantyczna budowa przy Wólczańskiej jest już trzecim dużym projektem w karierze młodej pani inżynier. - Wcześniej było centrum logistyczne Kaufland w Piotrkowie i rozbudowa Galerii Łódzkiej - wylicza Marzena Szczepaniak. Zdaje sobie sprawę, że dla większości kobiet nie jest to wymarzone miejsce pracy. Hałas, kurz, brud, mało kobiecy strój. Do tego nawet najlepiej ułożona fryzura i tak zostanie stłamszona przez obowiązkowy kask. - Ale ta praca mi odpowiada - mówi Marzena Szczepaniak. - A bez kasku już nieraz nabiłam sobie guza. I ma to, czego chciała. Pracuje z tabunem mężczyzn, większości wydając polecenia. Na Wólczańskiej uwija się ponad 100 budowlańców. Piękna pani inżynier wraz z kolegą kieruje pracą połowy załogi - jak mówi - wyjątkowo grzecznej. Choć zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie jej obecność włącza w szorstkich budowlańcach wewnętrzny hamulec. - Do dziś zdarza się, że słyszę: chłopaki powstrzymać języki, kobieta idzie. Ale samej też zdarza mi się rzucić mięsem w nerwowych chwilach - przyznaje Marzena Szczepaniak. To nie kawał Dlaczego została budowlańcem? - Mam ścisły umysł, więc chciałam studiować na politechnice. Tata, inżynier sanitarny, namawiał bym poszła w jego ślady. Ale ja wolałam co innego. Przeglądając katalog uczelni, uznałam, że budownictwo to branża dla mnie - wspomina Marzena Szczepaniak. - Ani chwili nie żałowałam i dziś na pewno jeszcze raz poszłabym na budowę. Jednak początki nie były łatwe. - Spojrzenia, szepty na ucho. Budowlańcy przyzwyczajeni do męskiego kierownictwa byli zdezorientowani. Nie wiedzieli, czy rzeczywiście mają mnie słuchać, czy może ktoś robi im kawał - opowiada Marzena Szczepaniak. Jednak spokojnie sobie poradziła i dziś jest już nieźle doświadczonym budowlańcem. - Nauczyłam się odporności na stres związany z terminami, czy kłopotami. Dziś nawet takie niespodzianki jak w ubiegły poniedziałek, gdy w wykopach po burzy zrobiły się jeziora, mnie nie przerażają - mówi. Andrzej Adamczewski andrzej.adamczewski@echomiasta.p