20-letni Mateusz K. usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania u 11-miesięcznej wówczas córki choroby realnie zagrażającej życiu. Zdaniem prokuratury mężczyzna nie zachowała należytej ostrożności i pozostawił swoją córkę w wózku spacerowym bez żadnego zabezpieczenia. Dziecko wypadło z wózka na główkę; z poważnymi obrażeniami trafiło do szpitala. 20-latkowi grozi kara do trzech lat więzienia. Akt oskarżenia w tej sprawie zgierska prokuratura skierowała już do miejscowego sądu rejonowego - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Sytuacja miała miejsce na początku grudnia ub. roku. Policja została powiadomiona, że do łódzkiego szpitala trafiła 11-miesięczna Lena z gminy Stryków. Dziecko miało sińce, które mogły powstać już wcześniej oraz świeży krwiak śródczaszkowy. Z uwagi na stan zagrażający życiu przeszło natychmiastową operację głowy. Policja zatrzymała ojca dziewczynki. Jak ustalono, mężczyzna mieszkał u wuja i ciotki, swoich byłych opiekunów prawnych. W 2010 roku urodziła mu się córka, której matką jest jego znajoma; para nie mieszkała razem. Od października ub. roku dziewczynka pozostawała pod opieką ojca i jego byłych opiekunów. Do wypadku doszło, gdy ojciec był z córką na spacerze. Po powrocie dziewczynka spała kilka godzin, co zaniepokoiło wuja i ciotkę; później wymiotowała. Ojciec dziewczynki nie powiedział wówczas nikomu o wypadku. Rodzina zawiozła nieprzytomną dziewczynkę na pogotowie do Strykowa, a stamtąd dziecko zostało przewiezione do Łodzi. Z wyjaśnień oskarżonego - które, według śledczych mają potwierdzenie w opinii biegłego - wynika, że gdy wyszedł na spacer z córką, dziewczynka zaczęła płakać. Ojciec wyjął ją z wózka, a gdy ponownie włożył do niego dziecko, nie zapiął zabezpieczenia w postaci obustronnej blokady. Kiedy dziewczynka zasypiała, ojciec zaciągnął hamulec w wózku, odszedł i zajął się pisaniem sms-a. Z jego relacji wynika, że w pewnym momencie usłyszał huk i zorientował się, że dziecko wypadło z wózka na główkę, a później na plecy. Włożył córkę do wózka i wrócił do domu. Nikomu nic nie powiedział; nawet lekarzom, gdy dziecko trafiło już do szpitala. - Oskarżony wyjaśnił, że nie mówił o wypadku, bo nie chciał, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział; bał się reakcji ze strony rodziny - dodał Kopania. Ustalono też, że kilkanaście dni przed wypadkiem dziecko już raz wypadło ojcu z wózka, gdy był z nim na spacerze. Według rodziny zasinienia stwierdzone u dziecka powstały w czasie, kiedy niemowlę uczyło się chodzić w chodziku. Potwierdził to powołany przez śledczych biegły medyk. 20-latek podczas przesłuchania przyznał się do zarzucanego czynu. Złożył wyjaśnienia i opisał okoliczności. Grozi mu kara do trzech lat więzienia. Dziewczynka przez ponad miesiąc przebywała w szpitalu; przeszła dwie operacje. Obecnie przebywa u rodziny ojca, która została ustanowiona rodziną zastępczą.