Kalisz na konferencji prasowej w Warszawie poinformował, że zlecił "przeprowadzenie kontroli w zakresie wykonywania koncesji przez firmę odpowiedzialną za ochronę podczas juwenaliów w Łodzi". - Ta ochrona - według informacji, które mamy dzisiaj ze strony firmy ochroniarskiej - przedstawiała się, mówiąc oględnie, niewystarczająco - powiedział szef MSWiA. Kilka tysięcy osób wzięło udział w marszu milczenia, który przeszedł przez centrum Łodzi. Marsz rozpoczął się przy ul. Piotrkowskiej, gdzie na chodniku ułożono krzyż z palących się zniczy. Jego uczestnicy przeszli następnie w ciszy przed katedrę, gdzie odbyła się msza święta. Przed świątynią powiewały flagi miasta obszyte kirem. W pochodzie szli przede wszystkim studenci. Wiele osób ubranych było na czarno. Studenci przyznawali, że czują się bezsilni: - Świat jest zły, ale my na to nie możemy nic poradzić. Co najwyżej możemy wziąć udział w takim marszu. - Ten marsz jest wyrazem naszego protestu przeciw bandytyzmowi i chuligaństwu - powiedział do zebranych prezydent miasta, Jerzy Kropiwnicki. - Musimy z bandytyzmem walczyć za wszelką cenę. Dopilnujemy, żeby winni zajść zostali ukarani - dodał. Z kolei rektor Uniwersytetu Łódzkiego, Wiesław Puś, przypomniał, że juwenalia były, są i będą i nie wolno dać się zastraszyć. Po przemówieniach przedstawicieli władz miasta i uniwersytetu pochód milczenia ruszył w stronę łódzkiej katedry, gdzie odbywa się teraz msza św. W sobotnich zamieszkach zginął 19-latek, w szpitalu zmarła postrzelona w głowę 23-letnia kobieta. W Łodzi ogłoszono trzydniową żałobę. Po bójce sprowokowanej przez pseudokibiców, policja użyła broni gładkolufowej, ale zamiast pocisków gumowych do broni załadowano ostrą amunicję. Dwie osoby ranne od kul leżą w szpitalach. Kilkadziesiąt osób odniosło inne - mniej lub bardziej poważne obrażenia. 19-latek, który zmarł w wyniku rany postrzałowej podczas zamieszek w Łodzi, został trafiony pociskiem z naboju bojowego - wynika z ustaleń Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadzi śledztwo w tej sprawie. Dzisiaj przeprowadzona została sekcja zwłok mężczyzny. Więcej na ten temat Posłuchaj relacji: Podczas akcji doszło do pomyłki. Wśród bezpiecznej, gumowej amunicji znalazła się pewna partia amunicji ostrej. - Zanim policjanci się zorientowali było już za późno, 6 takich strzałów zostało już oddanych. Niestety trzy z nich trafiły w ludzi - mówił zastępca komendanta głównego policji, inspektor Henryk Tokarski, który wczoraj przyjechał do Łodzi. Nie wiadomo jeszcze, kto popełnił błąd. Wiadomo jednak, że policjant powinien odróżnić nabój gumowy od bojowego. Nabój bojowy jest oznakowany napisem oraz posiada wycięcia, tak aby w warunkach trudnej widoczności można je było rozróżnić. W związku z wydarzeniami w Łodzi komendant miejski policji, Jan Feja, i jego zastępca, Sylwester Stępień, podali się do dymisji. Komendant wojewódzki przyjął ich dymisję i oddał się do dyspozycji ministra spraw wewnętrznych i administracji, który odwołał go ze stanowiska. Z soboty na niedzielę, po godz. 2., na osiedlu studenckim doszło do bójki z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Gdy na miejsce przyjechała policja, agresja napastników skierowana została w jej stronę. Posłuchaj relacji świadka tych wydarzeń: W łódzkiej prokuraturze okręgowej została powołana specjalna grupa prokuratorów, która będzie badać okoliczności tragedii. Rzecznik prokuratury prosi o zgłaszanie się świadków zdarzenia, a także osoby, które dysponują np. nagraniami video. Trwają tam przesłuchania policjantów uczestniczących w akcji. - Prokuratura bada sprawę pod kątem postawienia zarzutów nieumyślnego spowodowania śmierci i przekroczenia uprawnień przez policję - powiedział dzisiaj rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania. Dodał, że prokuratura sprawdza, w jakich okolicznościach wydano bojową amunicję, który z policjantów oddał śmiertelny strzał, a także sprawę organizacji policyjnej akcji. Zabezpieczono broń użytą przez policjantów i 19 sztuk amunicji bojowej. Do tej pory nikomu nie przedstawiono zarzutów w tej sprawie.