Proces w tej sprawie toczy się od sierpnia ub. roku. W marcu tego roku obrona złożyła wniosek o ponowną obserwację psychiatryczną oskarżonego, bo dwie dotychczasowe opinie biegłych w tej sprawie różniły się. Mariusz M. trafił na obserwację sądowo-psychiatryczną do Wrocławia, która trwała od kwietnia do maja tego roku. Po jej zakończeniu biegli wydali kolejną opinię. W czwartek podczas rozprawy sąd przyznał, że i tym razem różni się ona od poprzednich. Dlatego zdecydował o skonfrontowaniu biegłych, którzy badali oskarżonego. Dopiero po przeprowadzeniu konfrontacji sąd zadecyduje o dalszym losie procesu. Mężczyzna był niepoczytalny? Jak się dowiedziała PAP od osób zbliżonych do sprawy, według opinii wydanej przez biegłych z Wrocławia są podstawy, aby stwierdzić, że oskarżony był niepoczytalny. Tragedia rozegrała się w połowie września 2010 roku w wieżowcu przy ul. Dąbrowskiego w Łodzi. Nad ranem przyjaciółka rodziny zaalarmowała policję, że nie może się z nikim skontaktować, a dzieci nie pojawiły się w szkołach. Gdy policjanci przyjechali na miejsce, mieszkanie było zamknięte; przy pomocy strażaków weszli do środka. W jednym z pokoi - w łóżkach - znaleziono zwłoki dwójki dzieci: 14-letniego chłopca i 9-letniej dziewczynki; w kolejnym - przykryte kołdrą ciało ich 35-letniej matki. Obok niej na łóżku leżał mężczyzna - mąż i ojciec ofiar. Miał obrażenia świadczące o tym, że usiłował odebrać sobie życie. Jak ustalono, wszystkie ofiary zginęły od uderzeń siekierą. Sprawca zabił najpierw żonę, a później syna i córkę. Przyznał się do winy Łódzka prokuratura przedstawiła Mariuszowi M. zarzuty dokonania trzech zabójstw. Mężczyzna przyznał się do winy. Wyjaśnił, że planował popełnić samobójstwo, ale uznał, że rodzina sobie bez niego nie poradzi i postanowił ich wcześniej zabić. Początkowo chciał dokonać zbrodni bronią palną, ale nie mógł jej zdobyć. Kupił więc siekierę, którą ukrył w mieszkaniu. Ustalono też, że w dniu zabójstwa żona miała go zawieźć do szpitala psychiatrycznego, bo martwiła się o jego zdrowie. Mężczyzna już w latach młodości planował samobójstwo; podejmował też próby samobójcze, ostatnią rok przed zbrodnią. Wtedy rzucił pracę i przeszedł na zasiłek rehabilitacyjny. Mariuszowi M. grozi kara od ośmiu lat więzienia, a nawet dożywocie. Proces Mariusza M. odroczono do 28 września.